sobota, 23 sierpnia 2014

pięć: zawrót głowy

[Scor]

Dasz radę. Dasz radę, Scor.
Wpatrywałem się w dziewczynę stojącą na środku korytarza i próbowałem spokojnie oddychać. Czasem nienawidziłem mojej siostry. Tak w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. W tamtym momencie miałem ochotę ją udusić, zepchnąć z wieży astronomicznej albo wysłać do babci Narcyzy na wakacje.
- Idziesz czy nie? – Al stał niedaleko, nonszalancko oparty o ścianę. Wyminęły nas dwie krukonki z czwartej klasy, które szeroko uśmiechnęły się na widok mojego przyjaciela. Kiedy posłał im spojrzenie pełne pogardy tylko zachichotały radośnie i odeszły szepcząc o czymś z ekscytacją.
Ten to ma branie.
- Nawet niezłe. Pewnie mógłbyś którąś obrócić – mruknąłem.
- Stary – Potter przewrócił oczami. - Wystarczy, że powiem im „cześć” a już mają bezdotykowy orgazm. Co to za przyjemność?
Prychnąłem rozbawiony.
- Cholernie jesteś skromny, Potter – uśmiechnąłem się. – Ale cóż…Jeśli cel jest łatwy to nie warty starań.
Dobiegł nas znajomy, dziewczęcy śmiech, więc Albus nic nie odpowiedział, tylko odwrócił głowę w kierunku skąd dochodził dźwięk, niczym pies myśliwski na polowaniu. Zza zakrętu wyłoniły się dwie ślizgonki, rozmawiające o czymś żywiołowo.
Na nasz widok oczy Carrie zmrużyły się ze wściekłości, a Zoey otwarły szeroko w widocznym przerażeniu. Ten drugi fakt nieco mnie zdziwił, bo zazwyczaj Blake reagowała podobnie jak jej agresywna i niepoczytalna przyjaciółka. Tym razem jednak różnica w zachowaniu dziewczyn była widoczna, prawdopodobnie nawet z kosmosu.
Albus uśmiechnął się szeroko i serio, nawet nie wiedziałem, że ma tyle zębów.
- Cześć wam – zablokował dziewczynom drogę. – Co u ciebie Zo?
- Nie twoja sprawa – zaskoczenie i strach zostały zastąpione przez zwyczajową pogardę i nienawiść.
- Och, jest to moja sprawa jeśli nie zamierzasz pojawić się na NASZYM szlabanie – Potter mrugnął do niej jakby dzielił się z nią sekretem wagi państwowej. – No wiesz…Tym WSPÓLNYM.
Zoey na przemian czerwieniła się ze złości lub bladła, nie odrywając wzroku od twarzy mojego przyjaciela. W końcu wyciągnęła różdżkę i podsunęła ją pod jego gardło.
- Co ty sobie wyobrażasz, Potter? – syknęła jak typowa ślizgonka.
- Ciebie. Krzyczącą moje imię. I mnie. W moim dormitorium. Albo jakiejś pustej klasie – chłopak nachylił się nad Zo nie pozostawiając jej żadnej drogi ucieczki.
Cóż, Potter to Potter. Każdy członek ich rodziny miał w sobie to coś co sprawiało, że nawet najbardziej skute lodem serce zaczynało topnieć. Wpatrując się w twarz Blake, wiedziałem, że na nią też to działało. A potem zerknąłem trochę w prawo i Zoey przestała mieć znaczenie. O wiele bardziej interesująca w tamtym momencie była Carrie.
Zmarszczyła brwi i wpatrywała się tępo w parę, jakby próbując sobie coś ułożyć w głowie. Usta miała lekko otwarte i mrugała nerwowo. Prychnęła zniesmaczona, a potem jakby nagle trzeźwiejąc z chwilowego przystopowania, pociągnęła przyjaciółkę za rękę.
- Spieprzaj, Potter – stanęła przed przyjaciółką, chcąc ją zasłonić własnym ciałem. – Nie chcesz mieć ze mną do czynienia.
Albus wybuchnął głośnym, radosnym śmiechem, którego echo rozniosło się po korytarzu.
- Zdecydowanie nie chcę! - syn Wybrańca wzruszył ramionami. – Nie chcę mieć z tobą do czynienia nawet uzbrojony w czarną różdżkę i widły. Już ci to zresztą powiedziałem…
Czułem się jakbym oglądał jakiś seans. Mój wzrok wędrował od Ala w kierunku dziewczyn i z powrotem, jakbym był świadkiem bardzo fascynującego meczu Quidditcha.
Carrie zadarła wysoko głowę.
- Straszny z ciebie dupek, Potter – warknęła. Chłopak skłonił się teatralnie, dotykając nosem kolan.
- Cała przyjemność po mojej stronie, Gray.
Szczerze mówiąc od zawsze podejrzewałem, że ta dwójka skończy razem. Każdej ich rozmowie towarzyszyły iskry, które mogły nieźle poparzyć, jeśli ktoś za bardzo się zbliżył. Denerwowali się nawzajem i zadawali ból, ale to czyniło ich życie kompletnym. Nadawało sens ich beznadziejnym egzystencjom. Carrie i Albus. Gray i Potter. Prawie zawsze ich nazwiska występowały razem.
A teraz coś się zmieniło. A ja nie potrafiłem zlokalizować co to takiego.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie, z chęcią mordu w oczach, aż w końcu Carrie odwróciła wzrok.
- Idziemy, Zo. Czuję jak od przebywania z nimi spada mi poziom inteligencji.
Jej przyjaciółka, która była zaskakująco cicha jak na nią, skinęła powoli głową. Odwróciły się i już miały odejść w głąb korytarza, kiedy Potter chwycił Blake za nadgarstek.
- Do zobaczenia na szlabanie – uśmiechnął się, ale w jakiś inny sposób. Nigdy nie widziałem u niego czegoś takiego. To było jakby…ciepłe?
Dziewczyna zmarszczyła brwi i nic nie odpowiadając, wyrwała się z uścisku i ruszyła za przyjaciółką. Wpatrywałem się w Albusa, którego wzrok nadal skierowany był w miejsce gdzie przed chwilą stała Zo.
- Ach…Tak, to zdecydowanie nie jest łatwy cel– odchrząknąłem. Chłopak odwrócił się szybko w moją stronę jakby zapomniał, że ciągle tam stoję. Skrzywił się lekko.
- Dobrze wiesz, że chcę tylko wkurzyć Gray – przewrócił oczami.
- Jasne. I wcale nie obchodzi cię, że Zo jest ładna, inteligentna i cholernie ślizgońska? – uśmiechnąłem się złośliwie, opierając o zimny parapet. Albus prychnął.
- Ładna? Czy ja wiem…Z inteligencją też nie jest u niej najlepiej. W końcu przyjaźni się z Carrie. I tylko udaje taką oślizgłą. Naprawdę jest pewnie miękka jak pluszowy królik – powiedział. Gdybym nie znał go od dziesięciu lat, to może bym i uwierzył.
- Czyli mogę powiedzieć Jasperowi, że nie jesteś zainteresowany? Chciał się z nią umówić, ale biedak bał się, że go pobijesz…- rzuciłem nonszalanckim tonem. Z rosnącą satysfakcją obserwowałem reakcję Albusa, którego twarz nagle skamieniała.
- Jasper? Ścigający? Myśli, że ma u niej jakieś szanse? To całkowicie nie jego liga.
Siłą woli powstrzymałem się od przewrócenia oczami. Chłopak dostrzegł moją minę, więc szybko skierował rozmowę na inny tor.
- Dlaczego w ogóle zmieniliśmy temat? To z TWOJEGO powodu stoimy na tym korytarzu i odmrażamy sobie tyłki. Bo to TY boisz się podejść do dziewczyny.
Westchnąłem i wyjrzałem zza zakrętu. Rudowłosa kuzynka mojego przyjaciela nadal stała przy parapecie i rozmawiała z kilkoma koleżankami. Łudziłem się, że kiedy Albusowi przypomni się powód wyprawy, ona już dawno zniknie z horyzontu. Jednak Zoey nie rozproszyła Pottera tak skutecznie jak miałem nadzieję.
- Nie boję się PODEJŚĆ do dziewczyny – warknąłem. Jestem Scorpius Hyperion Malfoy, a to do czegoś zobowiązuje. – Boję się, że jak tylko podejdę to rzuci się na mnie i mnie zgwałci.
Stojący naprzeciwko mnie ślizgon uniósł jedną brew do góry co pomogło mu wyrazić rozbawienie.
- Wyluzuj. To nie jest zbieg z Azkabanu. To tylko moja kuzynka. Mała, słodka Rosie, która biega po domu w swetrze zrobionym przez babcię i piecze najlepsze pierniczki pod słońcem.
- I która poluje na mnie od pierwszego dnia szkoły.
Albus klepnął mnie po przyjacielsku w plecy.
- Dasz radę. Osobiście uważam, że i tak wybrałeś najbardziej odpowiednie wyjście. Rose jest przynajmniej inteligentna.
- Jeśli zacznie opowiadać mi o przepisach prawnych albo esejach na temat ustawy o grubości podstawowego pergaminu…to obiecuję ci, że będziesz miał jedną kuzynkę mniej. A ja zostanę jedynakiem, bo przysięgam na Merlina, tym razem Chloe przesadziła i dostanie za swoje!
Al pokiwał głową z politowaniem. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że nie ma siły na moją kochaną siostrzyczkę. Prawdopodobnie nawet sam Harry Potter nie byłby w stanie nic jej zrobić.
- No dobra, stary – westchnąłem w przypływie nagłej siły i motywacji. – Idę.
Ruszyłem w kierunku dziewczyny i jej znajomych. Kiedy tylko się zbliżyłem, wszystkie dziewczyny zamilkły i wbiły we mnie zaskoczone spojrzenia.
- Eee…Rose? – jęknąłem cicho stukając palcem w ramię rudowłosej dziewczyny. Odwróciła się gwałtownie w moją stronę, a jej usta wygięły się w promiennym uśmiechu.
- Scorpius! Coś się stało?
Czułem się niezręcznie, obserwowany przez całą tą hordę napalonych nastolatek.
- Właściwie to tak…Czy nie chciałabyś może…- skrzywiłem się. Słowa podeszły mi do gardła, ale nie chciały z niego wyjść. W przeciwieństwie do kanapek ze śniadania. Te wierciły się niespokojnie w moim żołądku, widać marząc o wydostaniu się na wolność. – Na. Chciałabyś. Iść. Randkę? – mruknąłem w końcu pod nosem. Dziewczyna zamrugała szybko kilka razy.
- Słucham?
- Na chciałabyś iść randkę? – tym razem zabrzmiało to mocno i pewnie, ale totalnie głupio, więc szybko się poprawiłem. – Chciałabyś iść na randkę?
Rude włosy przysłoniły mi świat, kiedy Weasley rzuciła mi się na szyję.
- TAK! Tak! Nawet nie wiesz jak się cieszę!
No to wdepnąłem w niezłe gówno.

[Carrie]

Potter wkurzał mnie jak nigdy. Przez cały dzień robiłam wszystko by go zirytować, zawstydzić albo chociaż skonsternować. Na nic. Ostatecznie, zdesperowana, użyłam najbardziej banalnych i infantylnych dowcipów jakie przyszły mi do głowy. Podrzuciłam mu trochę smoczego łajna do kufra, przykleiłam go do fotela za pomocą Super Trwałego Kleju McTwortha i zamieniłam kolor jego włosów na różowy. Na każdą z tych rzeczy chłopak wybuchał radosnym śmiechem, jakby świetnie się bawił.
- Uważaj jak łazisz! – warknęłam na czyjeś plecy, kiedy wpadłam na nie podczas uspokajającej przechadzki po lochach. Chłopak odwrócił się, a ja prychnęłam zniesmaczona. – Kolejny Potter! Czego wy wszyscy ode mnie chcecie?!
James uniósł do góry jedną brew w, przyznaję to z ogromnym bólem serca i odruchem wymiotnym, bardzo seksowny sposób.
- Czyżby zdenerwował cię mój młodszy braciszek? – uśmiechnął się złośliwie i oparł o ścianę. Machnął ręką na swoich dwóch, tępych kumpli, a oni jak posłuszne pieski pośpiesznie zniknęli, pozostawiając mnie samą z jedyną osobą na świecie, która mogła konkurować ze Scorpiusem Malfoyem w konkursie na Największego Idiotę.
- Nie jestem w nastroju, więc dobrze ci radzę…zostaw mnie w spokoju – warknęłam, posyłając mu groźne spojrzenie. Chłopak westchnął cierpiętniczo.
- A ja chciałem ci pomóc…cóż, chyba mam za dobre serce…
Zmrużyłam podejrzliwie oczy, a Potter przybrał najbardziej niewinną minę na jaką go było stać.
- Co masz na myśli? – zainteresował mnie. Skrzyżowałam ramiona na piersi, przyjmując zamkniętą postawę.
-  Zoey wydaje się być miłą dziewczyną…Szkoda mi jej będzie, kiedy mój braciszek złamie jej serce…
Chwyciłam Pottera za koszulę i przycisnęłam do ściany. Na moją korzyść zadziałało zaskoczenie. Chłopak jęknął kiedy uderzył o zimny mur.
- O co ci chodzi, James? – syknęłam.
- Znasz powiedzenie, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem? Przyjaźnimy się, Gray.
Powoli zwolniłam uścisk z materiału koszuli, nadal czujnie obserwując chłopaka.
- Chcesz mi pomóc? – skinął głową. – Wiesz co zrobić, żeby zostawił Zo w spokoju?
Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- Widzisz…Nie chcesz, żeby Al namieszał w głowie twojej przyjaciółce, prawda? Więc TY musisz namieszać w głowie JEMU.
Przełknęłam ślinę, rozmyślając nad wszystkimi zaletami i wadami tego planu. Chciałam tylko bronić Blake. Była jedyną osobą, którą lubiłam, a przynajmniej tolerowałam. Nie mogłam jej stracić, a ZWŁASZCZA nie na rzecz Albusa Pottera! W tym przypadku byłam skłonna do poświęceń.
- Jak na takiego idiotę, wymyślisz całkiem genialne plany – mruknęłam w stronę Jamesa. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Dziękuję. Jak na taką sukę, to jesteś całkiem miła.
Zaśmiałam się cicho. Kto by pomyślał, że James Potter kiedykolwiek mi pomoże? Odwrócił się i lekkim krokiem podążył w kierunku wierzy Gryffindoru.
- Powodzenia, Gray.
Wpatrywałam się chwilę w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał chłopak, a potem rzuciłam się w kierunku Pokoju Wspólnego Slytherinu. Musiałam rozpocząć plan teraz, póki miałam w sobie wystarczające pokłady determinacji. Następnego dnia mogłabym stchórzyć, w końcu należałam do Domu Węża.
- Chloe! – zawołałam na widok siedzącej na fotelu blondynki. Podniosła na mnie swoje lodowate spojrzenie. – Wiesz gdzie jest Potter?
- Na szlabanie z Zoey – uśmiechnęła się lekko, ale nad wyraz podejrzanie. Siłą woli powstrzymałam jęknięcie. Nie dość, że miał okazję by zaatakować moją przyjaciółkę, to jeszcze musiałam na niego poczekać. Warknęłam cicho i skierowałam się prosto do jego dormitorium.

[Al]

Po raz pierwszy w życiu pojawiłem się na szlabanie wcześniej. Chciałem już być na miejscu, kiedy przyjdzie Zo i obserwować jej zmieszanie i przerażenie, pojawiające się na mój widok. Byłem z tego całkiem dumny.
W końcu przyszła i tak jak zakładałem, na mój widok lekko się spłoszyła. Trwało to jednak zaledwie ułamek sekundy. Niemal natychmiast przybrała groźną maskę, marszcząc brwi i zaciskając usta w wąską linię.
- Miejmy to z głowy – mruknęła. Chwyciła wiadro z wodą i ścierkę, które wcześniej zostawił dla nas woźny. Nie poświęcając mi ani jednego spojrzenia, chwyciła za pierwszy puchar i przetarła go namoczonym materiałem. Z uśmiechem obserwowałem uważnie jej ruchy. Była okropnie skupiona by nie zwracać na mnie uwagi. Chwyciłem własne przybory do czyszczenia. Jeden rzut i mokra ścierka wylądowała na jej plecach.
- Potter! – warknęła. W końcu odwróciła się w moją stronę, a w jej czekoladowych oczach płonął ogień. – Czy ciebie już naprawdę pogięło?!
Wzruszyłem ramionami.
 - Nie zwracasz na mnie uwagi.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Więc rzuciłeś we mnie mokrą szmatą?
Uśmiechnąłem się i skinąłem głową. Dziewczyna przewróciła oczami i głęboko westchnęła. Myślałem, że zacznie na mnie krzyczeć, albo przynajmniej rzuci we mnie wiadrem, ale ona tylko oparła się o ścianę i wbiła spojrzenie w swoje bordowe trampki. Wyglądała na zmęczoną i delikatną, a ja szczerze mówiąc nie spodziewałem się kiedykolwiek zobaczyć jej w takim wydaniu. Przez chwilę rozważałem ucieczkę, bo nigdy nie radziłem sobie z płaczącymi dziewczynami. Ale Zoey nie płakała, a poza tym…coś nie pozwoliło mi się poruszyć. Może wyrzuty sumienia, bo to przecież ja doprowadziłem ją do tego stanu.
- Yyy…Blake? Wszystko ok?
Podniosła wzrok. Jej ciemne oczy niemal mnie sparaliżowały. Spojrzenie było twarde i ostre. Miałem wrażenie, że znów mam pięć lat i stoję przed mamą, wściekłą, że zepsułem jej najnowszą miotłę. Skuliłem się w sobie.
- Czego ty ode mnie chcesz, Potter? O co ci kurwa chodzi? – obróciła się w moją stronę. Znów wyglądała jak ona. Wściekła i ostra. – Chciałeś wkurzyć Carrie?! Udało ci się! Osiągnąłeś cel! Dlaczego nadal to robisz?! Do zobaczenia na szlabanie? Myślę o tobie? – zaczęła mnie przedrzeźniać. – Te uśmiechy, te spojrzenia…Wkurwiasz mnie! – machnęła ręką. Cofnąłem się o krok. – Wojna między tobą a Carrie powinna dziać się między TOBĄ A CARRIE!
- Przyjaciółka ci nie powiedziała? – prychnąłem. Skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się o ścianę. – Skończyłem to. Nie chcę już więcej z nią walczyć.
Blake zaśmiała się, co mnie zaskoczyło. Kiedy byłem młodszy, ciocia Hermiona czytała Rose i mnie mugolskie bajki. Ślizgonka stojąca przede mną przypominała Szalonego Kapelusznika z „Alicji w Krainie Czarów”.  Totalnie pokręcona. Zmienna jak pogoda.
- Od kiedy? Walczycie ze sobą od zawsze. Co się stało, że tego nie chcesz?
Podszedłem bliżej. Dotknąłem delikatnie jej włosów, patrząc prosto w oczy. Wiedziałem jak to się robi. Każda dziewczyna w zamku mogłaby być moja.
- To wszystko przez ciebie. Ty jesteś powodem.
Cóż…jak widać każdą oprócz Zo, która znów się zaśmiała. Zachichotała jak mała dziewczynka, patrząc na mnie spod swoich długich rzęs.
- Naprawdę myślisz, że się na to nabiorę? Nie jestem idiotką, Al…- chyba po raz pierwszy w życiu tak mnie nazwała. – Zostaw mnie w spokoju i wróć do dręczenia Gray. Ja mam dość.
Wyminęła mnie z gracją. Zrobiła kilka kroków, kiedy nagle odwróciła się gwałtownie.
- A! Dzięki za posprzątanie też mojej części – posłała mi powietrznego buziaka i zniknęła.
Stałem w miejscu, próbując poukładać sobie w głowie wszystko co się wydarzyło. Pieprzona Miss Szalony Kapelusznik! Nagle wpadła mi do głowy inna myśl.
- JAK TO POSPRZĄTAM TWOJĄ CZĘŚĆ?!
Oczywiście już mnie nie usłyszała. Przekląłem cicho pod nosem. Cwana, pieprzona spryciula. Przez kilka następnych godzin wyczyściłem wszystkie puchary w Izbie Pamięci całkowicie sam. Zmęczony wlokłem się do Pokoju Wspólnego, a potem z trudem po schodach do własnego dormitorium. W pokoju panowała ciemność. Scorpius chrapał głośno, więc zaśmiałem się cicho. Ten dźwięk sprawił, że moja kołdra się poruszyła, a ja odskoczyłem przerażony. Taa…Nie dziwne, że nie trafiłem do Gryffindoru. Prawie nic nie widziałem. Poczułem chude ramiona obejmujące mnie za szyję i fiołkowe perfumy. Nie żeby taka sytuacja wydarzyła się po raz pierwszy. W myślach przewinąłem listę dziewczyn, które mogłyby być tą, która właśnie wplotła dłonie w moje włosy i przyciągnęła mnie bliżej siebie. Dopiero teraz rozpoznałem te oczy i nieomal zemdlałem z wrażenia.
- Gray?! – prawie zadławiłem się powietrzem. Zęby dziewczyny zalśniły w ciemności kiedy uśmiechnęła się szeroko.
- Nie chcesz ze mną walczyć? Musisz mi pomóc rozładować napięcie w inny sposób.
W sekundę połączyła nasze usta i zaczęła rozpinać guziki mojej koszuli. Automatycznie oddałem pocałunek. Jej usta były miękkie i delikatne, ale pocałunek wręcz przeciwnie. Nie było czułości, łagodności i wrażliwości. Nie było uczuć. Było tylko pożądanie. Carrie pociągnęła mnie na łóżko. Jedną ręką ścisnąłem jej pośladek, a drugą wplotłem w jej jasne włosy. Zaczęła bawić się moim zapięciem od spodni.
W głowie miałem tylko jedno pytanie.
CO TU SIĘ KURWA DZIEJE?!