wtorek, 20 stycznia 2015

siedem: skradziona zabawka

[Carrie]

- Cześć, Zo.
- Cześć, Al.
- Ładnie wyglądasz.
- Dziękuję.
            Albus Potter uśmiechnął się do Zoey, a mnie ostentacyjnie zignorował. Zacisnęłam zęby, czując smak jadu w ustach. Chłopak usiadł obok mojej przyjaciółki i sięgnął po jedną z kanapek z jej talerza, więc dziewczyna z wściekłością zmrużyła oczy i uderzyła go w potylicę, ale on nie przejmując się niczym…nie przejmując się nawet mną, która miała ochotę zdzielić go pierwszym lepszym zaklęciem…przyciągnął ją do siebie i pocałował w policzek.
            Zoey szturchnęła go łokciem w brzuch, ale nie była w stanie ukryć zaczerwienionych policzków. Mocniej zacisnęłam dłoń na widelcu, którym grzebałam w mało apetycznie wyglądającej jajecznicy i całą siłą woli powstrzymałam się od zgryźliwego komentarza.
            Jak Zo mogła się nabrać na te jego sztuczki? On chciał ją tylko zranić i w ten sposób przedostać się do mojego zlodowaciałego serca, którego istnienie podważał cały Hogwart. I wiedziała o tym! Więc dlaczego nadal siedziała tak blisko niego, ocierając się o niego ramieniem i z uśmiechem odpowiadała na każdą jego zaczepkę?
- Nie bądź zazdrosna – usłyszałam melodyjny głos, więc odwróciłam się gwałtownie. Chloe Malfoy uśmiechała się szeroko i wyglądała bardzo niewinnie, nie licząc czystego zła błyszczącego w jej szatańskich, błękitnych ślepiach. Pogardliwe prychnięcie było moją jedyną reakcją na jej słowa. Ja? Zazdrosna? Ja się po prostu martwiłam. Potter był gnojkiem do kwadratu, a ona jedyną osobą, którą mogłam nazwać przyjaciółką. Nie chciałam żeby ją skrzywdził. Nasza wojna powinna dotyczyć tylko naszej dwójki i nikogo innego. Zawsze tak było, a teraz jakby przestało mu to wystarczać. Przeklęłam pod nosem, czując, że moje myśli uciekają niekoniecznie w dobrą stronę. Rzuciłam widelcem, zwracając na siebie spojrzenia obiektów moich refleksji.
- Carrie? Dobrze się czujesz? – Zoey uniosła do góry jedną brew. – Od rana zachowujesz się jak suka.
- Czyli wszystko w normie – prychnął Albus, po czym z powrotem skierował swoją uwagę na Blake. – Nie mogę sobie poradzić z tym wypracowaniem z transmutacji…Pomożesz mi, Zo? Jesteś najlepsza.
            Tak naprawdę to ja byłam najlepsza z transmutacji, a moja przyjaciółka zaraz za mną. Jednak prędzej piekło by zamarzło, a Harry Potter zmienił oprawki okularów, niż Albus Severus Potter poprosiłby mnie o pomoc. Zoey zerknęła na mnie kątem oka, ale ja udałam zainteresowaną zawartością swojego talerza.
- Co za to dostanę Potter?
- Czy nikt już nie robi nic altruistycznie? – chłopak przewrócił oczami, ale na jego ustach pojawił się uśmiech zwycięzcy.
- Zgadzam się pomóc ci z wypracowaniem. To szczyt mojej dobroci. Nie oczekuj, że zrobię to za darmo.
- Nie za darmo. Spędzisz czas w moim boskim towarzystwie.
- Pogrążasz się. Cena wzrasta.
            Gwałtownie podniosłam się z miejsca, zwracając na siebie uwagę najbliżej siedzących ślizgonów. Zaciskając usta w wąską linię, odwróciłam się i wyszłam z Wielkiej Sali. Nie mogłam znieść ich słodkich rozmów. Całkowicie mnie ignorowali, a mnie się nie ignoruje! Do cholery jestem Carrie Gray! Jak Zoey mogła to robić? Jak mogła zachowywać się tak przyjacielsko w stosunku do tego nieprzewidzianego skutku chybionej antykoncepcji?!
            Ten dzień już był beznadziejny, a przecież dopiero zjadłam śniadanie.
            - Tu jest moja ulubiona blondynka! – mimowolnie parsknęłam śmiechem na widok zaspanego Jamesa, w pośpiechu wiążącego krawat i jednocześnie próbującego przecisnąć się do mnie przez tłum uczniów idących w przeciwną stronę.
- Bez zbytniego spoufalania się, Potter. Mam jeszcze reputację.
- Co masz? – uśmiechnął się niewinnie, za co odpłaciłam mu się szturchnięciem w żebra, co prawdopodobnie zabolało mnie bardziej niż jego. – Jak humorek?
- Twój brat jak zwykle inspiruje mojego wewnętrznego mordercę – przewróciłam oczami. James objął mnie ramieniem, więc odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość, ale on nic sobie z tego nie zrobił i powtórzył swój gest, kładąc rękę na moich barkach.
- Co zrobił tym razem? – zignorował moje wściekłe spojrzenie.
- Właśnie nic. Twój plan był do dupy. Nadal kręci się wokół Zoey – warknęłam.
- Może nie jesteś tak dobra jak myślałaś – mruknął złośliwie, a ja zatrzymałam się i wbiłam palec wskazujący w jego klatkę piersiową.
- Jestem najlepsza. Przez chwilę wydawał się być zagubiony i trochę odpuścił, ale teraz siedzi sobie z Zo w Wielkiej Sali, a mnie całkowicie ignoruje! – prychnęłam niezadowolona.
- Może on naprawdę ją lubi? – James wzruszył ramionami, a ja zmarszczyłam brwi.
- Albus Potter nie ma serca. Celem jego istnienia jest tylko przeszkadzanie w mojej egzystencji.
            James był wyraźnie rozbawiony i nie do końca na poważnie traktował moje słowa.
- Kochanie ty moje ślizgońskie, zaskoczę cię teraz, ale nie cały świat kręci się wokół ciebie.
- Nawet tak nie żartuj, Potter – szepnęłam teatralnie. – Ktoś mógłby się na to nabrać.
            Chłopak prychnął.
- Mnie się coś wydaje, że ty po prostu jesteś zazdrosna.
            Poczułam wzbierającą złość. Byłam jak granat, którym ktoś właśnie rzucił. Czekałam na moment, w którym w końcu uderzę o grunt i będę mogła wybuchnąć. Prawdopodobnie ta chwila właśnie nadeszła.
- Nie jestem o niego zazdrosna! Nie odbije mi przyjaciółki! Znam się z Zoey od wieków i nie zostawiłaby mnie dla żadnego faceta!
            Przez chwilę Potter wpatrywał się we mnie zdziwiony, jakbym oświadczyła, że przenoszę się do Gryffindoru, albo zmieniam nazwisko na Weasley, po czym wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Wcześniej wiele osób zerkało w naszą stronę, bo przecież Carrie Gray rozmawiająca z Jamesem Potterem była dość niecodziennym widokiem. Ale teraz, dosłownie każda osoba stojąca na korytarzu bezczelnie wbijała w nas wzrok, nawet się z tym nie kryjąc. James śmiał się głośno i długo, aż w końcu uczniowie zaczęli szeptać i podważać jego poczytalność umysłową.
- A nie sądzisz…- chłopak wziął głęboki wdech próbując się uspokoić. – Że to nie o Zo jesteś…- pauza. - A zresztą nieważne.
            Uniosłam jedną brew do góry i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Co?
- Nie, nie. Nie będę tym, który cię uświadomi – znowu parsknął śmiechem i położył dłoń na brzuchu, którego mięśnie zapewnie musiały już boleć. Zmarszczyłam czoło, wpatrując się w niego z niezrozumieniem.
- Uświadomić mnie? W jakiej sprawie?
- Nieistotne.
- Nieprawda. O co chodzi?
            Chłopak lekceważąco machnął ręką.
- No wiesz…Pszczółki i kwiatki.
            Zrezygnowana pokręciłam głową. Ten chłopak naprawdę był dziwny. Co jest ze mną nie tak, że przyciągam samych idiotów?
- Jesteś kretynem – westchnęłam. On tylko pokazał mi język, za co odwdzięczyłam się pokazując mu środkowy palec. Nagle jego spojrzenie skierowało się na coś za mną, więc zerknęłam przez ramię do tyłu i tym razem to ja parsknęłam śmiechem.
- Julia Hale? Naprawdę? – prefekt Gryffindoru szła korytarzem z grupą przyjaciółek i uśmiechała się promiennie. Nie przepadałam za nią i nie miało to nawet nic wspólnego z domem, do którego przynależała. Dziewczyna po prostu obsesyjnie dbała o zasady, była wybitną uczennicą i zazwyczaj to ona kończyła wszystkie najlepsze imprezy. Nigdy nie marnowała szansy by wstawić mi szlaban, albo odebrać punkty.  Kreowała się na pannę idealną, próbując w ten sposób przysłonić swoje  problemy emocjonalne.
- Nie wiem o co ci chodzi – burknął James, a potem jęknął przeciągle, widząc mój pełen nagany wzrok. – No dobra…Podoba mi się, ale za każdym razem, kiedy jestem niedaleko niej nie mogę wykrztusić słowa!
- Naprawdę? – uśmiechnęłam się złośliwie. – Przydatny gadżet. Myślisz, że robią zmniejszoną wersję? Taką do torebki?
            Chłopak posłał mi obrażone spojrzenie.
- Weź mi może jakoś pomóż. Jakby nie było jesteś dziewczyną.
- Ale całkowicie inną niż Julie Hale. Ona jest typem, którą cieszą kwiaty, czekoladki i serduszka – skrzywiłam się malowniczo.
- A ciebie zaklęcia, trumny i krzyki. Czuję sprawę – James puścił mi oczko. Miałam zamiar coś mu odpowiedzieć, ale obok nas stanęła Julie Hale we własnej osobie i przemówiła swoim słodkim jak tarta z melasą głosikiem, od którego prawdopodobnie dostałam cukrzycy.
- Cześć, James.
            Potter wpatrywał się w nią jak urzeczony, więc nadepnęłam jego stopę, próbując przywrócić chłopaka do normalności. Skrzywił się lekko czując nacisk mojego obcasa.
- Cześć, Juls – jęknął. – Co u ciebie?
- Dobrze – uśmiechnęła się szeroko i jak na mój gust za sztucznie. Nie musiałam czekać długo by odkryć tego powód. – Nie wiedziałam, że się…znacie.
            James przeczesał ręką włosy i spojrzał na mnie z jakimś dziwnym zadowoleniem.
- Nie każdy potrafi zburzyć ten mur chamstwa i odrazy, ale dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych – położył dłoń na mojej głowie i zniszczył moją fryzurę. Przypuszczalnie miał być to pieszczotliwy gest.
- To urocze – zmrużyłam oczy obserwując dziewczynę, która prawdopodobnie posiadała nadprodukcję jadu, bo niemal widziałam jak ścieka w kącikach jej ust. – Z tego co wiem, Carrie, nie masz za dużo przyjaciół. James, jesteś fantastyczny – położyła mu dłoń na ramieniu.
            Moje ciało automatycznie spięło się i przygotowało do ataku.
- Po prostu nie lubię, kiedy idioci marnują mój czas. No, ale cóż. Ostatnich pięciu minut życia już nie odzyskam –zmrużyłam oczy i uśmiechnęłam się równie słodko co Julia. Posłałam Jamesowi ostatnie spojrzenie, zawierające prostą przestrogę: Hale była idiotka, i odwróciłam się na pięcie. – Zobaczymy się później – mruknęłam do chłopaka i wtopiłam się w grupę uczniów, podążających na lekcje.
            Ten dzień oficjalnie był do dupy. 

[Chloe]

            Z każdym dniem robiło się coraz zimniej, jednak tamto popołudnie było wyjątkowo ciepłe i cała masa uczniów wybrała się na błonia, ciesząc ostatnimi promieniami słońca w tym roku. Lubiłam takie dni. Mogłam swobodnie siedząc w swoim ulubionym miejscu niedaleko jeziora i obserwować kto z kim, gdzie i dlaczego. Często brałam ze sobą szkicownik lub książkę, a w magicznym kubku zatrzymującym ciepło herbatę jaśminową i w ten sposób mogłam spędzić kilka godzin. Chwyciłam więc torbę, wrzucając do niej najnowszy kryminał o seryjnym mordercy, jaki dostałam od Draco, mocno opatuliłam się srebrno-szmaragdowym szalem i  udałam się w wybranym kierunku, czując, że nikt i nic nie może popsuć mi humoru.
            Byłam dumna z Albusa, który po raz pierwszy odkąd go znam nie spieprzył sprawy. Carrie Gray widocznie cierpiała katusze i nie mogła nic z tym zrobić, a Zo zgodnie z planem, coraz bardziej przekonywała się do Pottera. Obserwując tą trójkę odczuwałam niesamowitą satysfakcję i niezdrowe podniecenie. Uważałam jednak, że przydałoby się trochę podkręcić całą sytuację i nawet miałam już plan. Wystarczyło poczekać tylko na odpowiedni moment. Poza tym miałam jeszcze inne interesy na głowie, nie tylko nasz miłosny trójkącik.
            Skręciłam w stronę wieży Ravenclawu, postanawiając załatwić jeden z nich od razu. Miałam do złożenia zamówienie i równie dobrze mogłam to zrobić teraz. Zastukałam kołatką, która zadała mi bezsensowne pytanie, którego odpowiedź była jeszcze bardziej bezsensowna, i weszłam do obcego domu. Nikt się specjalnie nie zdziwił, miałam wejścia do każdego Pokoju Wspólnego w zamku, jednak napięcie wśród widocznie wzrosło i każdy wyprostował się na własnym miejscu, bojąc się, że przyszłam do niego. Nic z tych rzeczy.
            Ruszyłam w dobrze znanym sobie kierunku i zatrzymałam przed drzwiami do dormitorium piątoklasistów. Nie musiałam pukać, w tym zamku wszystkie drzwi były dla mnie otwarte. Weszłam pewnym siebie krokiem, a wszyscy mieszkańcy pokoju, podnieśli się gwałtownie i stanęli na baczność. Rozczulający widok.
- Gdzie jest Howell? – mruknęłam, zniżając głos, tak aby wydał się jeszcze bardziej przerażający. Lubiłam się nimi bawić.
- Mnie szukasz? – odwróciłam się w kierunku opartego o framugę chłopaka, o ciemnych włosach i jeszcze ciemniejszych oczach.
- Mamy coś do przedyskutowania – rzuciłam lekko, zerkając na jego nieco pobladłych współlokatorów.
- Okej – chłopak jak gdyby nigdy nic wzruszył ramionami. - Wybierasz się na błonia? – wskazał dłonią mój płaszcz i szalik. – Możemy tam porozmawiać.
            Zaśmiałam się gardłowo, współczując chłopakowi głupoty.
- Alexie Howell, pomyliłeś definicję – uśmiechnęłam się niewinnie. - Jeśli mówię, że mamy do pogadania, to znaczy, że ja ci mówię co masz zrobić, a ty to robisz, jasne?
- Nie do końca. Jeśli masz do mnie jakiś interes, chcę wiedzieć co za to dostanę.
            Zmrużyłam oczy. Pozostali mieszkańcy dormitorium skorzystali z okazji, że sztyletowałam wzrokiem ich kumpla i wymknęli się szybko, pozostawiając nas samych.
- Ze mną się nie dyskutuje, Howell. Dostaję to co chcę. I nie daję nic w zamian.
- Nie ode mnie – był dziwnie wyluzowany, a na jego ustach igrał pewny siebie uśmiech.
- Od każdego, Howell. Od każdego – prychnęłam. Wyminęłam go w drzwiach i zeszłam po schodach do Pokoju Wspólnego, podchodząc do najbliżej siedzących siódmoklasistów. Wiedziałam, że Krukon idzie za mną i obserwuje każdy mój ruch.
- Ty – wskazałam palcem na jednego z siedemnastolatków. – Szczekaj.
            Chłopak zamrugał kilkakrotnie i zaczerwienił się.
- Słucham? – jęknął, wbijając we mnie przerażone spojrzenie.
- Powiedziałam, żebyś zaszczekał - podeszłam bliżej i nachyliłam się tak aby tylko on mnie słyszał. – Chyba, że chcesz, żeby McGonagall dowiedziała się o ściągach, twoi rodzice o tej starszej kobiecie z wakacji, a twój kumpel o romantycznym popołudniu z jego dziewczyną – uśmiechnęłam się niewinnie. Krukon przełknął ślinę i po krótkiej chwili z jego gardła wydobyły się dźwięki, podobne do tych wydawanych przez psy.
- Głośniej! – zawołałam melodyjnie, a chłopak, coraz bardziej czerwony na twarzy, robił z siebie idiotę przed całym domem, szczekając na całe gardło. Tanecznym krokiem odwróciłam się do widocznie rozbawionego Alexa Howella, który pokiwał głową z uznaniem.
- Ładnie. Tyle, że ze mną to nie przejdzie.
            Zacisnęłam usta. Chłopak uśmiechał się lekko, zupełnie jakby fakt, że kazałam starszemu o cztery lata chłopakowi szczekać, nie zrobił na nim żadnego wrażenia.
- A to niby dlaczego? – warknęłam. Wzruszył ramionami.
- Bo na mnie nic nie masz.
            Zamrugałam kilkakrotnie zdziwiona jego słowami. To nie było możliwe. Znałam ciemne sekrety każdego ucznia tej szkoły. Jak to możliwe, że jakiś mały głupi Krukonik tego uniknął?!
- Czego w takim razie chcesz? – syknęłam przez zaciśnięte zęby, próbując nie ukazać jak bardzo rozstroiła mnie jego postać.
- Przypuszczam, że chcesz, żebym załatwił ci jakieś leki z apteki ojca, tak? To ciężkie zadanie…- widocznie dobrze się bawił, ale ja trochę mniej. Przyjęłam znudzoną pozę, chcąc pokazać mu jak bardzo mnie nie obchodzi.
- Streszczaj się, nie mam całego dnia.
- Następne wyjście do Hogsmeade. Pójdziesz ze mną. A ja załatwię ci dowolne prochy jakie tylko chcesz.
            Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam co powiedzieć.
            CO DO CHOLERY?!

[Scor]

            - Jesteś idiotą, wiesz? – mruknął Al przyglądając mi się z uniesioną brwią.
- Ja chcę się tylko zabawić – mruknąłem obrażony. – Ty możesz, a ja nie?
            Mój przyjaciel uśmiechnął się szeroko i wiedziałem, że myślał teraz o wkurzonej Carrie Gray, która przez cały dzień warczała na każdego kto zbliżył się do niej na odległość miotły. Chwilę mu zajęło, zanim wrócił do głównego wątku rozmowy.
- Ale to jest Gray. A to – wskazał ręką na rudowłosą dziewczynę siedzącą przy jeziorze z przyjaciółkami – moja rodzina. Gorzej, moja siostra.
            Prychnąłem rozbawiony, bo żart naprawdę się chłopakowi udał.
- Od kiedy obudziły się w tobie takie braterskie uczucia?
            Potter wzruszył ramionami i zerknął na Zoey, która właśnie wyszła z zamku i od razu wiedziałem, że go straciłem. Albus całkowicie został pochłonięty przez swój plan, w którym ja już zaczynałem się gubić. Nadal utrzymywał, że chce tylko dopiec Gray, jednak nie potrafił powstrzymać uśmiechu na widok Blake i nie potrafił odwrócić wzroku gdy nagle pojawiała się niedaleko nas. Mógł wmawiać sam sobie, że dziewczyna jest mu obojętna i chodzi jedynie o Carrie, ale ja wiedziałem lepiej. Nie zrozumcie mnie źle, nie kochał jej. Albus Severus Potter nie miał serca i to pojęcie było mu całkowicie obce, a jednak Zo go intrygowała i cóż…z wyglądu też jej nic nie brakowało.
- Merlinie, idź do niej – przewróciłem oczami. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie do końca wiedząc o co mi chodzi.
- Do kogo? Zo? Nie…to nie tak. Ja po prostu się zastanawiam…nie zauważyłeś, że ona i Gray dzisiaj ze sobą nie rozmawiały?
            Faktycznie, na lekcjach było wyjątkowo cicho, nie widziałem ich skradających się korytarzem i teraz na błonia, Blake także wyszła sama, a przecież one niemal nigdy się nie rozstawały.
- Zepsułeś je, Potter. Dumny? – uśmiechnąłem się złośliwie. – Możesz teraz lecieć pocieszyć Zo.
- Bardziej jestem ciekawy gdzie jest teraz Gray…- westchnął i zerknął w kierunku drzwi do zamku. Cóż, no tak. Gray. Ona jakoś tak tkwiła w głowie Ala i nie mogła z niej wyjść. Kiedyś wydawało mi się to szczerą nienawiścią, ale kto poświęca tyle czasu drugiej osobie, do której nic nie czuje? Czasami miałem wrażenie, że życie tej dwójki bez siebie nawzajem nie było by kompletne.
            A teraz pojawiła się Zo. I to właśnie czyniło tę sytuację tak dziwną.
- Gray mówisz? – zaśmiałem się cicho. – Martwisz się?
- Po prostu jestem ciekaw. Odkąd pieprzymy się okazjonalnie…
            Dotychczas opierałem się o pień drzewa, ale teraz wyprostowałem się gwałtownie i wbiłem przerażony wzrok w przyjaciela. On właśnie powiedział że co?!
- Słucham?!
            Wzruszył ramionami, jakby to nie było nic dziwnego.
- Daj spokój, to tylko seks. Próbuje w ten sposób odciągnąć mnie od Zo.
            Zaskoczenie nie minęło i jakoś nie mogłem ułożyć sobie sytuacji w głowie. Miałem wrażenie, że ta trójka wplątała się w jedną z latynoskich telenoweli babci Narcyzy.
- Ale może wróćmy do meritum sprawy, co? – głos Ala przywrócił mnie do normalności. – Moja siostra. Rose. Lucy. Wiesz, że one cię rozszarpią, jak się dowiedzą, tak?
            Skinąłem głową.
- Więc chodzi o to, żeby się nie dowiedziały.
- Po co ty w ogóle chcesz to zrobić? – Potter był wyjątkowo niechętnie nastawiony do mojego projektu, ale nie należał do osób dających dobre rady i mogących być wzorem do naśladowania.
- Odważni nie żyją wiecznie, ale ostrożni nie żyją wcale – zacytowałem patetycznie i wstałem ze swojego miejsca. Nie oglądając się więcej na przyjaciela, ruszyłem w kierunku jego siostry i uśmiechnąłem się tak, jak tylko prawdziwy Malfoy potrafi.
- Cześć, Lily. Pięknie wyglądasz.
            Jej oczy otworzyły się szeroko, a z ust uleciała wąska smuga dymu. Dopiero teraz zauważyłem cienkiego, zapalonego papierosa w jej dłoni. Na Merlina, ona miała dopiero piętnaście lat! No dobra, ja zacząłem w wieku trzynastu, ale nadal…
- Cześć, Scor. Co cię sprowadza? – ręką machnęła na swoje koleżanki, które w pośpiechu pozbierały swoje rzeczy i zniknęły tak szybko, że gdyby nie bariera dookoła Hogwartu, pomyślałbym o aportacji.
- Chciałem porozmawiać…Pewnie słyszałaś, że byłem na spacerze z twoją kuzynką? – skinęła głową, uważnie mnie obserwując. – Cóż, nie dogadujemy się za dobrze – westchnąłem z udręczoną miną. Oczywiście było to kłamstwo, a Rose Weasley mimo moich oczekiwań była naprawdę interesującą osobą, ale Lilyanne nie musiała o tym wiedzieć.
- Naprawdę? To mnie nie dziwi…- rudowłosa przewróciła oczami. – Jest okropnie nudna. A takie osoby jak ty, czy ja…potrzebują zabawy.
            Nie wiem jakim sposobem jej delikatna dłoń znalazła się na moim kolanie, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Miałem ją w garści. Teraz pozostała mi już tylko jedna, a potem dopilnowanie by nie dowiedziały się o sobie nawzajem. To będzie pyszne!

[Zoey]

            Trzasnęłam drzwiami od sypialni, wbijając wściekłe spojrzenie w siedzącą na łóżku Carrie. Miałam dość całej tej sytuacji, całego dzisiejszego dnia i faktu, że się do mnie nie odzywała.
- Możesz mi powiedzieć, o co do cholery ci chodzi?! – warknęłam, a nasze współlokatorki wyminęły mnie po cichu, i widząc, że zbiera się na aferę, wymknęły się z pokoju.
- Nie wiem o czym mówisz – burknęła blondynka, wracając do malowania paznokci.
- O tym, że przez cały pieprzony dzień się do mnie nie odzywasz, unikasz mnie i masz na mnie totalnie wyjebane!
            Zmierzyła mnie swoim chłodnym, sławnym już w całej szkole spojrzeniem.
- Nie chciałam ci przeszkadzać w rozwijaniu twojej nowej znajomości.
            No jasne, oczywiście, że chodziło o Pottera. Zacisnęłam zęby, czując coraz większą irytację i wściekłość. Naprawdę to wszystko przez niego?
- On tylko usiadł obok mnie na śniadaniu...
- Wiesz, że on to robi po to, żeby mnie wkurzyć, nie? – uśmiechnęła się złośliwie Gray. – Chce cię wykorzystać, żeby dostać się do mnie.
- Wiem – mój głos był zimny jak lód i taki też miał być. Słowa blondynki mimo wszystko mnie zabolały, bo to zupełnie tak jakby nikt nie mógł mnie polubić dla mnie. Główną wadą Gray był egocentryzm, przeświadczenie, że cały świat kręci się wokół niej. – Ale on chyba o tym nie wie, bo cóż…wczoraj powiedział mi, że naprawdę bardzo mnie lubi i było…Ach, niezaprzeczalnie przyjemnie.
            Tym razem to ona odrobinę zbladła, a potem zaśmiała się gardłowo.
- A ty mu uwierzyłaś? Naprawdę?
- Był bardzo przekonujący – specjalnie zaakcentowałam drugie słowo.
- Jesteś naiwna. Jemu chodzi o mnie. Wie, że łamiąc ci serce dostanie się do mnie.
            Zacisnęłam dłonie w pięści, całą siłą woli powstrzymując się od rzucenia na blondynkę.
- Spokojnie, nie można złamać czegoś czego nie ma, prawda? – prychnęłam.
- Ja się tylko o ciebie martwię – westchnęła, ale wzrok utkwiony miała w podłodze. Zaśmiałam się lodowato.
- Pieprzysz. Tu nie chodzi o mnie. Twoja wyimaginowana troska jest tylko cholerną wymówką. Jesteś po prostu wkurzona, że po raz pierwszy nie jesteś dla kogoś centrum wszechświata…
- Wpierdalasz się – przerwała mi syknięciem na miarę Bazyliszka. – To była nasza wojna, od zawsze, a teraz nagle zrobiło się z tego…
- Mała, biedna Carrie Gray obraziła się bo ktoś jej ukradł zabawkę – zacmokałam z dezaprobatą. – Żałosne.
            Przez chwilę stałyśmy w ciszy, mierząc się wściekłymi spojrzeniami. Carrie była moją najlepszą przyjaciółką, ale nikt nie miał prawa mnie tak traktować.
- Pierdol się, Gray – warknęłam i wyszłam z dormitorium ponownie trzaskając drzwiami. Tym razem to nie ja będę tą, która przeprosi. Bo tym razem to ona została sama.

***
Halo? Jest tu kto?
(nie)Wielki Comeback z mojej strony.
Wiem, że krótko i beznadziejnie, ale cóż, muszę się przemóc i wrócić do tego charakterystycznego stylu, więc to jest taki rozdział na rozgrzewkę.
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale szkoła to szatański wymysł.
Co do treści: Jest ktoś kto nie boi się Chloe! Scorpius pakuje się w paszczę lwa, a Carrie wkurza na cały świat. I pojawiły się nowe postacie: Julie i Alex! 
Dziękuję wszystkim za cierpliwość.
Uwielbiam was :)