piątek, 3 października 2014

sześć: niespodziewane wyznania

[Chloe]

- CHLOE NARCYZO MALFOY!
Rozpaczliwy krzyk odbił się echem od murów Hogwartu. Moja ręka zadrżała, powodując pojawienie się ogromnej plamy atramentu na idealnie zapisanej liście osób do zniszczenia w najbliższym czasie. Westchnęłam i podniosłam wzrok znad pergaminu, akurat w momencie kiedy Albus Severus Potter z hukiem wpadł do biblioteki, trzaskając potężnymi, drewnianymi drzwiami.
- Nie uwierzysz co… Nie rozumiem…To było…Nie mieści się to…Ja…i ona…Pomóż mi!
Zacisnęłam usta w wąską linię.
- Przez ciebie zrobiłam kleksa.
Al zatrzymał się w połowie kroku, niepewny czy może podejść bliżej i słusznie. Jednak jeszcze nigdy nie widziałam w jego oczach tyle desperacji co teraz, więc postanowiłam mu odpuścić. Chyba zaczynałam mięknąć…Skrzywiłam się.
- Lepiej, żeby to było dobre, Potter.
Odetchnął z ulgą i podszedł do stołu przy którym siedziałam. Skinęłam na siedzącą naprzeciwko piątoklasistę z Ravenclawu, piszącą moje wypracowanie z transmutacji, a ta w pośpiechu zebrała swoje rzeczy, nie posyłając ani mnie, ani Albusowi najkrótszego spojrzenia.
- No więc? Postaraj się.
Al wyglądał jakby był chory. Jego oczy świeciły niezdrowym blaskiem, cera przybrała bladotrupi kolor, włosy wyglądały jakby w ogóle ich nie czesał, choć to może było i normalne. Jego ubrania były wygniecione i mogłam się założyć, że były to te z poprzedniego dnia.
- No, no. Gratulacje, Potter – uśmiechnęłam się złośliwie. – Jak było? Szczerze mówiąc, liczyłam, że Zo bardziej cię przetrzyma, ale…
- To nie była Zo – jęknął cicho, uderzając czołem o blat stołu. Zmarszczyłam brwi.
- Do cholery, Al! Nie uda ci się jeśli będziesz pieprzył jakieś panienki po kątach! Czy ty w ogóle kiedyś myślisz?
Posłał mi mordercze spojrzenie. Założyłam ręce na piersi, wbijając w niego swoje twarde spojrzenie.
- To nie była jakaś tam dziewczyna...To było coś o wiele, wiele gorszego.
Uniosłam do góry jedną brew. Chłopak rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy nikt nas nie podsłuchuje, ale zadbałam o to. Wybrałam najbardziej odosobniony stolik ze wszystkich. Westchnął.
- Nie uwierzysz mi…Ja sam w to nie wierzę…To…Było…
- Potter, mój czas jest bardzo cenny i albo mówisz mi natychmiast co się stało, albo już nigdy nic nikomu nie powiesz.
Syn Wybrańca prychnął, odzyskując odrobinę swojej pewności siebie.
- Myślę, że po usłyszeniu newsa zmienisz zdanie.
- A ja myślę, że ty nie myślisz – uśmiechnęłam się lekko, po czym na powrót przyjęłam poważny wyraz twarzy. – Mów.
Chłopak przełknął ślinę i wypowiedział słowa, które nie sądziłam, że kiedykolwiek wyjdą z jego ust.
- Ostatniego wieczoru…pieprzyłem się z Carrie Gray.
Otworzyłam szeroko oczy i kilkakrotnie zamrugałam z niedowierzaniem. Moje usta rozchyliły się lekko i mogę śmiało powiedzieć, że po raz pierwszy w życiu komuś udało się mnie zaskoczyć.
- TY ZROBIŁEŚ CO?! – krzyknęłam, zwracając na nas uwagę przebywających w bibliotece uczniów. Na całe szczęście wystarczyło tylko jedno ostre spojrzenie, żeby wrócili do swoich nudnych, nieistotnych i nikogo nie interesujących spraw. Wbiłam wzrok w siedzącego naprzeciwko mnie ślizgona. Wyglądał jak pięcioletni chłopiec, który dostaje reprymendę za zbicie wazonu z kwiatami.
- Tak wyszło…- mruknął.
- Czy ty się słyszysz? – syknęłam. Nawet ja zaczynałam się gubić w całej tej sytuacji.
- Wróciłem wczoraj po szlabanie do dormitorium, ona tam na mnie czekała i…No tak wyszło.
Odchyliłam się na krześle, próbując uporządkować swoje myśli. Carrie Gray nienawidziła Albusa Pottera i wszyscy o tym wiedzieli. Dlaczego teraz nagle się nim zainteresowała? Z powodu Zoey?
- Nie daj sobie namieszać w głowie, Al – mruknęłam, przeczesując jasne włosy ręką. Nie doceniłam Gray. Była dobrą zawodniczką. Przerażenie i dezorientacja Albusa były niemal materialne. Skutecznie odsunęła jego myśli od Zoey. Była sprytna i mogłabym ją nawet polubić, ale stałam jednak po stronie Albusa. Musiałam się nią zająć, inaczej cały plan był skazany na porażkę. Cóż…Carrie chyba naprawdę przeszkadzała cała sytuacja, skoro chwyciła się TAKIEGO rozwiązania.
- Przynajmniej było dobrze? – nie mogłam powstrzymać złośliwego pytania, które aż samo cisnęło się na usta.
- Niesamowicie – skrzywił się, na co mój uśmiech tylko się powiększył.
- Która z ich dwójki lepiej całuje?
Prychnął rozbawiony.
- Naprawdę myślisz, że ci powiem?
- Och, czyli to znaczy, że Carrie, tak?
Chłopak wstał gwałtownie i posłał mi pobłażliwe spojrzenie.
- Tą rozmowę uważam za skończoną.
- No weź, Al! Powiedz mi! – zawołałam, ale on już oddalał się w kierunku drzwi i nawet nie patrząc w moją stronę, pokazał mi środkowy palec. – Nie daj namieszać sobie w głowie! – powtórzyłam ostrzeżenie, na co skinął głową i wyszedł z pomieszczenia.
Chwyciłam listę, którą przygotowałam, zanim KTOŚ tak niegrzecznie mi przeszkodził. Jednym machnięciem różdżki usunęłam plamę, a potem na samym dole starannie wykaligrafowałam i dwukrotnie podkreśliłam napis „Carrie Gray”.

[Zoey]

Po raz pierwszy odkąd pamiętam zostałam obudzona przez Carrie. Zazwyczaj to ja siłą i paroma zaklęciami wyciągałam ją z łóżka, albo po prostu obie nie pojawiałyśmy się na pierwszej lekcji. Ale nigdy, NIGDY, nie zdarzyło się, żeby to ona obudziła mnie. Do dzisiaj, oczywiście.
- Zo! Zoey, wstawaj! Spóźnimy się na transmutację! – zaśpiewała radośnie. Mruknęłam coś niewyraźnie i obróciłam się na drugi bok. Chwilę później poczułam ciężar swojej przyjaciółki na sobie. – Wstawaj!
Westchnęłam głęboko.
- Spieprzaj Gray – chwyciłam poduszkę i zakryłam nią twarz. Carrie chwyciła ją szybko i zabrała mi ją, po chwili robiąc to samo z kołdrą.
- Idziemy na śniadanie!
Zmrużyłam oczy. Moja przyjaciółka uśmiechała się wesoło, a jej oczy błyszczały jakimś nienaturalnym blaskiem. Ubrana w białą, męską koszulę, była boso, a jej spódniczka powinna umówić się na randkę z zaklęciem prasującym. Prychnęłam rozbawiona.
- No dajesz, Gray…Kto tym razem?
Moja przyjaciółka uśmiechnęła się niewinnie.
- Nie wiem o co ci chodzi.
Usiadłam na łóżku i pokręciłam głową z dezaprobatą.
- Daj spokój…Taka szczęśliwa jesteś tylko wtedy kiedy kogoś przelecisz, albo zrobisz coś Albusowi, a z tego co wiem to zawrzeliście rozejm czy coś takiego – podeszłam do szafy i chwyciłam przepisowy mundurek. Czułam na sobie twardy wzrok przyjaciółki.
- Skąd wiesz?
- Och, powiedział mi wczoraj na szlabanie – machnęłam ręką. – I stwierdził, że to z mojego powodu. Uwierzysz? – zaśmiałam się, a Gray zrobiła dziwną minę. – Co jest?
- Nic – pokręciła energicznie głową. – Temat tego kretyna mnie denerwuje.
To była norma. Moja typowa przyjaciółka.
- Możemy wrócić do poprzedniego…Którego frajera zaliczyłaś? Mów! – szturchnęłam ją między żebra.
- Największego z największych – uśmiechnęła się. Zgrabnym ruchem wyminęła mnie i weszła do łazienki, pozostawiając mnie bez żadnej odpowiedzi.

[Carrie]

Zeszłyśmy na śniadanie. Zoey ciągle męczyła mnie, żebym powiedziała jej gdzie spędziłam ostatnią noc. Nie miałam zamiaru ulec. Była by wściekła. Nawet jeśli nie lubi Albusa, to wątpię czy zrozumiałaby, że zrobiłam to dla jej dobra. Na pewno zarzuciłaby mi, że jak zwykle zabieram jej zabawki. Ale przecież to ona pierwsza go ukradła.
NIE. STOP. JA WCALE TAK NIE POMYŚLAŁAM.
Zrobiłam to, żeby ją bronić. Tylko dlatego. Altruistyczny, empatyczny powód. Na miarę Gryffindoru.
- Carrie…martwię się o ciebie – Zo zmierzyła mnie spojrzeniem. – A wiesz, że nie zdarza mi się to często.
Prychnęłam rozbawiona.
- Nie musisz.
- Nie ma cię przez całą noc, wracasz jakaś dziwnie szczęśliwa, nie chcesz mi powiedzieć z kim byłaś, nałożyłaś sobie owsianki, której nie lubisz, a teraz włożyłaś łokieć w jajecznicę…
Zaśmiałam się głośno, przyznając jej rację. Jednym zaklęciem wyczyściłam szatę, a owsiankę posłałam w stronę jakiejś pierwszorocznej gryfonki, która po chwili z piskiem i ściekającą po włosach mazią wybiegła z Wielkiej Sali. Moja przyjaciółka zmrużyła oczy i wiedziałam, że nie odpuści tak łatwo. Nagle jej determinacja trochę zelżała, zastąpiona jakimś innym uczuciem, którego nie mogłam zdefiniować. Chwilę później zrozumiałam tą gwałtowną zmianę nastroju.
- Cześć, Zo – usłyszałam za plecami znajomy głos. Głos, który kilka godzin temu szeptał mi do ucha nieprzyzwoite słowa. Z uśmiechem odwróciłam się w jego stronę, ciekawa tego co się wydarzy.
Kiedy nasze oczy się spotkały poczułam na plecach ten dreszcz, który się czuje kiedy widzisz kogoś z kim łączy cię jakaś tajemnica. To porozumienie, które następuje w momencie poznania sekretu, którego wypowiedzenie prowadzi do globalnej katastrofy. Dla mnie i dla Pottera była to ostatnia noc.
- Cześć Gray – wyczułam niepewność w jego głosie. Zmrużył oczy, jakby próbował mnie przejrzeć. Uśmiechnęłam się radośnie. Widziałam jego niezrozumienie sytuacji. O to mi w gruncie rzeczy chodziło. No bo proszę, teraz patrzył na mnie, całkowicie i niezaprzeczalnie nie zwracając uwagi na Zo. Wyobrażałam sobie tą chwilę, kiedy dzisiaj nad ranem wymykałam się z jego dormitorium, ale rzeczywistość była o wiele lepsza.
Chodzi mi oczywiście o to, że odczepił się od Blake. Tylko o to.
Teraz, tak jak w dawniejszych, lepszych czasach, wpatrywał się prosto we mnie, próbując wybadać sytuację.
- Cześć, Potter. Przyszedłeś pławić się w blasku mojej zajebistości? – uśmiechnęłam się szeroko. Nie mogłam nie zauważyć ulgi, która pojawiła się na jego twarzy, słysząc zaczepkę.
- Przepraszam, w jakim blasku? – udał zdziwionego i posyłając mi pogardliwe spojrzenie odszedł na drugi koniec stołu.
Zmarszczyłam brwi. Myślałam, że urządzi scenę typu „w co ty grasz?” albo zacznie się do mnie przystawiać. Niechętnie musiałam przyznać, że seks był niesamowity i normalny koleś po czymś takim padłby przede mną na kolana.
No tak. Zapomniałam, że był Potterem, antonimem normalności.
Ale nie zamierzałam tak tego zostawić.
- Al chyba się na mnie obraził – Zo wzruszyła ramionami. Siłą powstrzymałam się przed komentarzem.
- Skończyłaś? Co mamy pierwsze?
Wstałyśmy i ruszyłyśmy w kierunku drzwi. Zatrzymałam się.
- Muszę coś jeszcze załatwić. Zobaczymy się w klasie?
Zoey zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem, ale skinęła głową. Od zawsze każda z nas chodziła własnymi ścieżkami, którymi się nie dzieliła.
Wyszła z Wielkiej Sali, a ja cofnęłam się do stołu Slytherinu. Nachyliłam się nad Albusem, a moje jasne włosy opadły na jego ramię.
- Trzecia lekcja. Pusta klasa od zaklęć na czwartym piętrze – szepnęłam, dotykając ustami płatka jego ucha. Chłopak wyprostował się i spiął, a postronni obserwatorzy zapewne podejrzewali, że zagroziłam mu bolesną śmiercią.
Odwróciłam się, zanim zdążył na mnie spojrzeć. Odchodząc czułam jego wzrok na sobie, więc zakręciłam biodrami trochę mocniej niż zwykle.

[Scor]

Denerwowałem się. To tak jakbyście zostali zmuszeni do zjedzenia kolacji z kanibalem i wiecie, że to wy zostaniecie kolacją. Po raz tysięczny przekląłem moją siostrę w myślach. W przypływie frustracji kopnąłem ścianę, ale jedynym co ucierpiało była moja stopa. No i może duma…
- Cześć, Scor – usłyszałem znajomy głos. Westchnąłem. Wytrzymasz godzinę i wymówisz się szlabanem, obiecałem sobie w myślach i z tym postanowieniem odwróciłem się w stronę dziewczyny.
Wierzcie mi lub nie, ale oniemiałem. Nigdy na dobrą sprawę jej się nie przyglądałem. Raczej uciekałem ile sił w nogach. Tym razem jednak, świadomy, że będę musiał spędzić z nią trochę czasu, przyjrzałem jej się dokładniej i…cóż. Podobało mi się to co widzę. Gdybym jej nie znał z pewnością obejrzałbym się za nią na ulicy.
Boże, co za nogi!
- Cześć, Rose – zmarszczyłem brwi. Dziewczyna uśmiechała się łagodnie, a dłonie zaciskała na jeansowej kurtce. Wyglądała ładnie i normalnie. – Co ci się stało? – parsknąłem. Weasley zamrugała zaskoczona.
- Słucham?
- Wyglądasz tak spokojnie. I ładnie. Nie tak jak zwykle. Co się stało?
Zaśmiała się głośno.
- Cóż, Malfoy, wiesz jak powiedzieć dziewczynie komplement.
Wzruszyłem ramionami.
- Idziemy?
Nie miałem nic zaplanowane. Chciałem tylko przejść się po błoniach, uciec po godzinie i mieć to z głowy.
- Więc…nie jestem taka straszna, co? – zagadała dziewczyna, szturchając mnie lekko.
- Właściwie to mam wrażenie, że ktoś przeszczepił ci osobowość – mruknąłem. – Gdyby nie pomarańczowe włosy, nigdy bym cię nie poznał.
- Moje włosy nie są pomarańczowe – syknęła. Po raz kolejny wzruszyłem ramionami.
- Więc? O co chodzi? Z tą całą obsesją na moim punkcie? – uśmiechnąłem się szeroko, ukazując wszystkie zęby, jakie mogłem.
- Och…Wiesz, to w sumie nie chodzi o to, że jesteś przystojny czy coś…Tu chodzi w gruncie rzeczy o twoje nazwisko.
Zmarszczyłem brwi. Czy ta dziewczyna się słyszała? Powiedziała, że nie chodzi o moją urodę?! Oczywiście, że chodzi o to! A niby w tym Ravenclawie są mądrzy ludzie…
- Moje nazwisko?
- Wiesz, kiedy sześć lat temu, po raz pierwszy zobaczyłam cię na peronie…mój tata powiedział, że mam trzymać się od ciebie z daleka. Więc automatycznie mi się spodobałeś. Ojciec dostaje szału za każdym razem kiedy o tobie mówię – zachichotała radośnie.
- Biegasz za mną tylko dlatego, żeby zrobić rodzinie na złość – zapytałem z niedowierzaniem. Tym razem to ona wzruszyła ramionami.
- Chcę im pokazać, że nie obchodzi mnie ich przeszłość. Nie chcę się podporządkowywać. To co oni zrobili i kim są oni, nie ma nic wspólnego z tym co robię i kim jestem ja.
- W takim razie chyba dobrze, że nie dostałaś się do Gryffindoru, co?
Rudowłosa uśmiechnęła się tajemniczo.
- Dostałam się. Tam tiara chciała mnie wysłać. Ale poprosiłam ją o Ravenclaw.
Po raz kolejny i nie ostatni tego dnia, Rose Weasley totalnie mnie zaskoczyła.

[Carrie]

Mimo okropnego deszczu i fatalnej wichury, drużyna Slytherinu zebrała się na boisku do Quidditcha na pierwszym w tym roku treningu, połączonym z naborem do drużyny. Siedziałam na trybunach, obserwując jak Albus krzyczy na niewydarzonych kandydatów. W szale chwycił miotłę jednego z drugoklasistów i złamał ją w pół. Zaśmiałam się.
Chłopak, OCZYWIŚCIE, pojawił się w wyznaczonym miejscu i czasie. Było nawet sympatycznie. Może dlatego, że ze sobą nie rozmawialiśmy. Kiedy tylko próbował zadać mi pytanie, zamykałam mu usta pocałunkiem. A potem szybko uciekłam. Bardzo szybko.
- Cześć, Gray – James Potter, bez pytania, usiadł obok mnie.
- Szukasz kogoś? – prychnęłam, wpatrując się zaskoczona w jego postać.
- Daj spokój…Chciałem zapytać jak ci idzie?
- Jak idzie mi co?
- Mieszanie w głowie Albusa.
Przygryzłam wargę. Zacisnęłam dłonie na miotle.
- Chyba dobrze…Czemu pytasz?
- W końcu to był mój pomysł…No i po prostu byłem ciekaw.
- Ale dlaczego? – zmarszczyłam brwi. Zachowywałam się trochę jak mała dziewczynka, ale hej! Przez ostatni miesiąc rozmawiałam z nim więcej razy niż przez całe życie! Interesowało mnie co jest tego powodem. Chłopak długo nie odpowiadał, obserwując latających zawodników. Skrzywił się lekko, kiedy jeden z trzecioklasistów dostał tłuczkiem.
- Dlaczego? – powtórzyłam uparcie. Westchnął.
- Wyśmiejesz mnie.
No teraz to musiałam się dowiedzieć! Zamachnęłam się miotłą i uderzyłam go z rączki w czoło. Jęknął i chwycił się za bolące miejsce.
- No mów – popędziłam go. Zaśmiał się głośno.
- Niech ci będzie…- odwrócił się w moją stronę i z powagą spojrzał w moje oczy. – Może dlatego, że cię lubię. Jako osobę. Chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić.
Zaniemówiłam. Wpatrywałam się w chłopaka z niezrozumieniem.
- Co?
- Jesteś zabawna, Carrie. No i nienawidzisz mojego brata, nawet jeśli się z nim pieprzysz. Jesteś złośliwa, ale wydajesz się być osobą, z którą nie sposób się nudzić. Jedyną osobą, która szczerze mówi mi co o mnie myśli
Nigdy nie usłyszałam tylu miłych słów skierowanych w swoją stronę.
- Przecież masz pełno przyjaciół. Do których ja się nie zaliczam.
- Chciałbym, żebyś się zaliczała. Nie mówię, że mamy sobie pleść warkoczyki i zwierzać z sekretów – skrzywił się. – Ale poza moją rodziną nie mam nikogo z kim mógłbym pogadać. Wszyscy chcą mnie wykorzystać dla własnych korzyści. A ty…cóż, bardziej prawdopodobne jest, że to ja wykorzystam ciebie, niż odwrotnie.
Zaśmiałam się.
- Prawda – skinęłam głową. - Ale to nie znaczy, że się zgadzam - siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, obserwując drużynę. Robiło się coraz zimniej i moja cienka bluza przestała mi wystarczać. Zadrżałam, co zostało zauważone przez Jamesa. Nie pytając o nic, ściągnął swoją bluzę i zarzucił mi ją na ramiona.
- Co ty robisz? – pisnęłam. Chłopak poczochrał moje włosy w przyjacielskim geście.
- Troszczę się o moich przyjaciółkę.
- Ow – miauknęłam. - James, nie znałam cię od tej sentymentalnej strony. A! I nie jesteśmy przyjaciółmi.
- Nie udawaj, Carrie. Tak naprawdę fajna z ciebie dziewczyna. Jak już się człowiek przebije przez ten gruby mur chamstwa, arogancji, bezczelności, złośliwości…
- Dobra, dobra…- jęknęłam i przewróciłam oczami. – Zrozumiałam.
Wbiłam wzrok w Scorpiusa Malfoya, który właśnie obronił naprawdę trudny rzut. Może to dobrze mi zrobi, pomyślałam? Nigdy nie miałam nikogo dobrego w swoim życiu. Zoey była równie ślizgońska i egoistyczna jak ja. Reszta z moich znajomych ograniczała się również do mieszkańców mojego domu. Wszyscy byli tacy sami.
A James był…sympatyczny. Proste słowo, ale pasuje do niego. Zawsze uważałam go za kretyna. I nim był. Ale przy tym był otwarty, wesoły i jako jeden z niewielu nie wystraszył się mojego…jak on to nazwał? Muru.
- Po raz pierwszy nazwałaś mnie po imieniu – mruknął.
- To nic nie znaczy.
Nie patrzyłam na niego, ale czułam, że się uśmiecha. Mimowolnie też się uśmiechnęłam. Dawno nie byłam dla nikogo tak miła. Ale jakoś mi to nie przeszkadzało. James miał w sobie coś co rozgrzewało cię jak gorąca czekolada.
I w ten sposób, choć zaprzeczyłabym jeśli James by spytał, liczba moich przyjaciół powiększyła się o sto procent. Było ich już dwóch.

[Al]

Mimo tego co obiecałem Chloe, Carrie Gray namieszała mi w głowie.
No bo co to do cholery było? Pieprzy się ze mną, zachowuje się normalnie, potem znowu zaciąga mnie do pustej klasy, a teraz…teraz ostentacyjnie mnie zignorowała. Mój wzrok mimowolnie za nią podążył.
- Al…coś z tobą nie tak – mruknął Malfoy, patrząc na mnie kątem oka.
- Wszystko w porządku – odpowiedziałem trochę za szybko. Mój przyjaciel posłał mi powątpiewające spojrzenie.
- Znam cię. I wiem, że coś jest nie tak. Nawet bardziej niż zwykle.
Uśmiechnąłem się lekko. Obiecałem sobie, że nikt, oprócz Chloe nie dowie się o obecnej sytuacji. Co w gruncie rzeczy było słabym wyborem…Dlaczego powiernicą mojego sekretu stała się trzynastoletnia dyktatorka, której ulubioną rozrywką jest szantażowanie ludzi?
Czasem nie ogarniałem swojego mózgu.
Czasem nic nie ogarniałem.
- Jak ci idzie z Zo? – zapytał Malfoy, puszczając oczko do jakiejś puchonki. Zmarszczyłem brwi. Przez tą całą sytuację całkowicie zapomniałem o brązowookiej Blake. Wzruszyłem ramionami.
- Stoję w miejscu. Nie wiem jak ją podejść. Jest taka…zmienna. Skomplikowana.
- Jeśli chciałeś nieskomplikowanej dziewczyny, trzeba było wziąć się za Gray. Jej uczucia co do ciebie są proste: nienawidzi cię całą swoją blond postacią.
Oj, bracie…Nie masz pojęcia, pomyślałem. Zostawiłem przyjaciela samego i ruszyłem na wierzę astronomiczną, starając się nie myśleć o dziewczynach, które w ostatnim czasie sporo namieszały w moim życiu. Cóż, na własne życzenie, mógłbym powiedzieć. Sam się wkopałem w tą pochrzanioną sytuację. I powinienem się jak najszybciej z niej wygrzebać.
Na moje nieszczęście jedna z przyczyn mojej psychicznej klęski stała przy barierce, niebezpiecznie przez nią przechylona, w ustach trzymając cienkiego papierosa.
- Chcesz popełnić samobójstwo? – zawołałem. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła lekko.
- Rozczaruję cię, ale nie – Zo wypuściła z ust strużkę dymu. Mimo wszystko ucieszyłem się, że nie była to Carrie. W towarzystwie Blake to ja byłem górą. Mimo, że bywała dosyć zmienna i nieprzewidywalna, kontrolowałem siebie, swoje emocje i sytuację. W towarzystwie Gray nie wiedziałem co się wydarzy.
- Co tu robisz? – oparłem się o barierkę obok dziewczyny. Posłała mi długie spojrzenie spod gęstych rzęs. Jej oczy były jak płynna czekolada. Naprawdę nie wiedziałem, jak ktoś mógł mieć tak głębokie spojrzenie. Całkowicie różniły się od oczu Carrie, które nawet pełne pożądania pozostawały lodowate.
- Rozmyślam nad sensem życia. Kontempluję przyrodę i jej znaczenie. Zaprzyjaźniam się z niebem i dziękuję słońcu za kolejny dzień życia.
- Serio?
- Nie, kretynie – przewróciła zirytowana oczami, po czym zamachała mi papierosem przed nosem. – Palę.
Zaciągnęła się i odwróciła wzrok. Przez chwilę obserwowałem jak wkłada używkę do ust, jak jej klatka piersiowa porusza się w rytm oddechu, a wiatr bawi się ciemnymi włosami. Wyglądała na zmęczoną i poczułem wyrzuty sumienia na myśl, że to moja wina.
Byłem popieprzony. I to tak porządnie. Carrie podobnie. Byliśmy toksyczni dla wszystkich, którzy się do nas zbliżyli. A Zo trafiła między nas i to na tyle blisko, że praktycznie musiała się już dusić od tych trujących oparów, które emitowaliśmy.
Nie rozumiałem Gray. Nie wiedziałem co planowała i do czego zmierzała. Ale wiedziałem do czego ja zmierzam. Od początku moim planem była Zoey. Musiałem tylko wrócić na odpowiednią ścieżkę, zostawiając za sobą ciemny, tajemniczy las, którym była Carrie. Powinienem się skupić na Blake.
- Zo…- mruknąłem. Delikatnie czubkami palców dotknąłem jej dłoni. – Lubię cię.
Zamrugała kilka razy, wyraźnie zaskoczona. Cofnęła rękę i spojrzała na mnie jak Bambi na myśliwego, który zabił mu mamę.
- Nie mów tak! – w jej głosie słyszalna była dezaprobata i naganna.
- Lubię cię, lubię cię, lubię cię, lubię cię…- zaśpiewałem złośliwie jak przedszkolak.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i mocno uderzyła mnie w ramię.
- Odwołaj to!
- Nic z tego – uśmiechnąłem się swoim najlepszym uśmiechem. – Tego nie można już cofnąć.
To była prawda. Miałem plan, który chciałem spełnić. Wiedziałem, że Gray nie da łatwo wyrzucić się z gry, więc musiałem się skupić i nie przestawać myśleć o celu. A nim była Blake. I nie było odwrotu.
Nachyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w kącik ust.
- Lubię cię – po raz ostatni szepnąłem do jej ucha i przyciągnąłem do siebie, mocno obejmując ramionami jej małą, kruchą postać. Przez chwilę stała jak sparaliżowana, prawdopodobnie czekając, aż ją puszczę i będzie mogła z krzykiem uciec. Dopiero po chwili rozluźniła się i zacisnęła ręce na mojej śnieżnobiałej koszuli. Była idealnie niska, mogłem oprzeć podbródek o czubek jej głowy.
Musiałem wyrzucić ze swojej głowy Carrie, która, jak na osobę, której nie znoszę, zajmowała tam naprawdę dużo miejsca. Osobą, na której powinienem się skupić była Zoey Blake. Z Carrie łączył mnie tylko seks i nienawiść. Nic więcej. Nic.

No dobra…
Po pierwsze: przepraszam, że tak długo musieliście czekać.
Po drugie: przepraszam, że tak beznadziejnie mi to wyszło, ale naprawdę nie mogłam się zmusić do napisania tego rozdziału.
Po trzecie: przepraszam, jeśli panuje za duży chaos, planuję w najbliższym czasie jakoś to wszystko wyprostować.
Po czwarte: przepraszam za małą ilość Chloe, obiecuję, że w następnym rozdziale będzie jej więcej i dostanie swój własny wątek
Po piąte: dziękuję Ginger za potrząśnięcie mną, choć nie musiałaś uciekać się do AŻ TAKIEGO szantażu! JOMES <3
Po szóste: oficjalnie zapowiadam, że znam już zakończenia dla wszystkich bohaterów, w tym oczywiście kto z kim będzie, a samo opowiadanie będzie miało 20 rozdziałów (+ 2 epilogi; dlaczego dwa? Tak sobie wymyśliłam!) .
Po siódme: dziękuję wszystkim, którzy to czytają, komentują i męczą mnie o kolejne rozdziały, nie wiem co bym zrobiła gdyby nie wy.

Teraz to już koniec. Buziaki :*

14 komentarzy:

  1. No!!!!
    Naprawdę nie rozumiem, czemu uważasz, że rozdział jest słaby. Cóż, widocznie się nie znasz! :P Jest świetny!

    Ale ja tak bardzo się boję, że Al będzie z Zoey, że nie sypiam po nocach! :D Może i te ostatnie zdania świadczą o tym, że on kocha tylko i wyłącznie Carrie, ale czuję podskórnie, że chcesz mu wcisnąć Blake! A Gray Jamesa (?). No ale ok, Twoja wizja. Dla mnie wiecznie żyć będzie Alrrie :D

    Mam nadzieję, że wena powróciła na stałe! A jak nie to wiesz, (mój) Albus zawsze jest gotów poślubić Jo :)

    Czekam, czekam, czekam! :)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gray i James?! Nie, nie, nie! Nic z tych rzeczy ;)
      A twój Al niech się do Jo nie zbliża! Jomes to synonim przeznaczenia!

      Usuń
  2. Rose jest intrygująca. I na szczęście nie jest taką wariatką jaką myślałam, że ją zrobisz. ;D
    Scorpius taki normalny. Nie jest (dzięki Bogu) jakimś idiotą, ale nic specjalnego.
    Kocham Chloe! <3 Z całego serca normalnie. Widzę coraz więcej łączących mnie z nią cech.
    Al i Carrie są dla siebie idealni. Perfekcyjni po prostu.
    I ubielbiam Jamesa i Zo. Może razem?
    Fajnie, że już pojawił się rozdział, cudny!

    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam ich trochę zładgodzić. Ale spokojnie, zarówno Rose jak i Scorpiusowi daleko do normalności. Następny rozdział ci się nie spodoba...czuję to ;)
      Zo i James? Ciekawe, ale raczej nierealne :)

      Usuń
  3. Świetny, nie mogę doczekać się następnego. Al+Zo <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza osoba, która shippuje Ala i Zo!
      Dziękuję, postaram się dodać jak najszybciej ;)

      Usuń
  4. Jak zwykle tyle się dzieje w rozdziale i tyle rzeczy chciałabym powiedzieć... ale muszę zacząć od James'a <3 w ostatnim komentarzu, snułam szatańskie plany na temat tego, że może on i Carrie będą udawać, że są razem, żeby wzbudzić zazdrość Al'a, ale myślę, że wątek ich przyjaźni jest o wiele lepszy. Całkowicie zgadzam się z tym co powiedziała o nim Carrie, jest po prostu sympatyczny. I taki ciepły... naprawdę myślę, że ta ich tajna przyjaźń/nieprzyjaźń to super pomysł. Mam nadzieję, że będzie więcej ich rozmów sam na sam no i może jednak Albus też zauważy, że coś się do siebie zbliżyli i niekoniecznie mu to podpasuje?
    Sam plan Carrie też fajnie pomyślany, do pomocy Zoey to trochę okrężną drogą, ale ja tam się jaram głównie ich pieprzeniem xD podobało mi się w którymś tam momencie jak chyba Albus nazwał ich toksycznymi. Bardzo pasujące określenie, na dodatek bardzo lubię takie toksyczne pseudo związki, pełne miłości i nienawiści na przemian. Chociaż w tym przypadku tej miłości jednak trochę brakuje... no ale ja i tak ich widzę razem <3 (kiedyś tam)
    Co do tego małego diablęcia (uwielbiam moment, w którym Chloe dopisuje Carrie do swojej listy, to takie... symboliczne) no dobra, jakoś tam jeszcze zrozumiem, że skoro Malfoy, to ma załatwiony respekt, poza tym słynie ze swojej reputacji, ale żeby nawet bibliotekarka nie zareagowała, kiedy ona i Albus wydzierają się w bibliotece? xD Toż to skandal.
    Ach no i bym zapomniała! Nawet nie wiesz jak mnie cieszy, że Rose to jednak nie obsesyjnie zakochana słit nastolatka, a zadziorna dziewczyna, z przekornym celem i charakterkiem. Coś mi się zdaje, że Scorpius niedługo całkiem zmieni do niej nastawienie :)

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjaźń Carrie i Jamesa to chyba mój ulubiony wątek (może dlatego go tak przyspieszyłam ;D)
      A co do Rose to podobnie jak wszyscy bohaterowie i samo opowiadanie będzie powoli dojrzewać. Ale POWOLI ;p

      Usuń
  5. Osobiście ja kocham takie pary,za którymi właściwie niewiele osób jest. Jak dla mnie Zoey i Albus pasują do siebie w 100% Carrie i Al może dla wielu osób byliby idealną parą ale jak dla mnie oni pociągają siebie nawzajem i tyle w temacie, sama namiętność. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wspieranie Zoey! :) Rozdział postaram się napisać jak najszybciej, ale ostatnio mam niewiele czasu ;______;

      Usuń
  6. Kiedy nowy rozdział? Nie mogę się doczekać! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam, cześć i czołem!
    Znalazłam twojego bloga dzisiaj i od razu przeczytałam WSZYSTKO. Bardzo mi się podoba, ale mam straszny mindfuck i wtf kto tu kogo lubi?! poza tympierwszy raz spotkałam się z "takim" Alem. Przyzwyczaiłam się do tego grzecznego, kochanego Pottusia fanfikowego, a tu taka petarda xD
    I jestem z Zoey w 100 %! Uwielbiam ją bardziej niż kogokolwiek w tym opowiadaniu, no może z wyjątkiem Chloe, ale ona to co innego, nie można jej do nikogo porównać... ona to królowa, zasługuje na koronę, fanpejdża i wszystko. Eh, straszny ten mój komentarz... mam jednak nadzieję, że kiedy będę komentowała na bieżąco, będą lepsze.
    Hhfvj, weny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. MIAŁAM TAKI BARDZO DŁUGI KOMENTARZ I SIĘ USUNĄŁ.
    Więc moje wywody, zachwyty, gnębienia, przekleństwa, refleksje oraz obrazy bardzo chorej wyobraźni (etc, etc) zostawię sobie na następny rozdział. Czekam bardzo cierpliwie (kłamię, oczywiście, sorry!) na następny rozdział. Będę komentować, ponieważ teraz masz nową czytelniczkę, o którą musisz zadbać, co nie? *le skromość*.
    Po-życzę weny i uciekam już! Papa < 33

    OdpowiedzUsuń