Dzień,
w którym Carrie Gray przyszła na świat, nie był najszczęśliwszym dniem w
dziejach ludzkości. Albus Severus Potter był nawet skłonny stwierdzić, że był najgorszym dniem w całym jego życiu, a przecież on był ważniejszy od całego
człowieczeństwa. Sentymentalnie uważał, że nienawidził jej, gdy jeszcze się nie
znali, podświadomie przeczuwając, że gdzieś tam istnieje czyste zło i ogromny
wrzód na tyłku, jakim niewątpliwie była dla niego dziewczyna.
Z
tego powodu, gdy pierwszym co zobaczył na peronie dziewiątym i trzy czwarte
były jej jasne włosy o konsystencji siana, miał ochotę wskoczyć pod pociąg. I
gdyby pojazd nie stał, zapewne by to zrobił. Szczerze mówiąc wolałby zrobić
cokolwiek, dosłownie cokolwiek innego, byle tylko nie musieć się z nią widzieć.
Kąpiel
w jeziorze z Wielką Kałamarnicą? Proszę bardzo. Skok z wierzy astronomicznej? Natychmiast.
Randka z profesor McGonagall? Oczywiście, chętnie. Spotkanie z Carrie Gray?
Niekoniecznie.
W
panice rozejrzał się dookoła, ale został otoczony przez przerażonych pierwszoklasistów, którzy byli zdecydowanie irytujący,
ale z pewnością mało pomocni.
- Potter! – za późno, już go
zauważyła. W myślach szybko zmówił modlitwę do Lorda V i błagał o przebaczenie
wszystkich grzechów, których było zbyt wiele by wymieniać.
Carrie
wyglądała denerwująco niewinnie, przez co stawała się jeszcze bardziej niebezpieczna. W
tych błękitnych oczach kryło się prawdziwe, cholerne zło, najczęściej
wymierzone w biednego, pokrzywdzonego Ala. Czym on sobie na to zasłużył?
- Wróciłeś – zmrużyła oczy i
dźgnęła go końcem różdżki w klatkę piersiową. Użyła karcącego tonu, jakby
stawienie się na początek roku szkolnego było ogromnym błędem.
- Tak, Grey. To jest szkoła –
powiedział spokojnie odsuwając jej magiczny patyczek na bezpieczną odległość. -
Ona już tak działa, że co roku do niej wracamy.
- Naprawdę fascynujące, powiedz
mi więcej – prychnęła niezadowolona. – Czy twój zidiociały przyjaciel już jest?
Scorpius
Malfoy był idiotą i była to jedyna rzecz, w której się zgadzali.
- Nie. Carrie…- Potter uśmiechnął
się złośliwie, przeciągając jej imię. – Dlaczego pytasz? Czyżby okazało się, że
nie jesteś zbudowana jedynie z kości, ale również ze zlodowaciałego serca?
Blondynka
pokazała mu środkowy palec.
- Mam interes do jego siostry.
Albus
zbladł i poczuł jak miękną mu kolana.
- Nie wiem w co się wpakowałaś,
ale sytuacja na pewno nie jest aż tak beznadziejna. Dasz sobie radę! Mogę ci
oddać wątrobę, jeśli potrzebujesz i…
Uderzenie
Carrie było tak szybkie, że nawet nie zauważył kiedy podniosła rękę. Po prostu
chwilę później zobaczył gwiazdy przed oczami i poczuł ból w potylicy.
- Twojej wątroby i tak nikt by nie
chciał, alkoholiku – skrzywiła się Gray.
- Niezły refleks. Szkoda, że nie
pokazujesz go na boisku – blondynka była najlepszą szukającą Slytherinu od dobrych
dziesięciu lat, ale Albus, jako kapitan nie zamierzał jej tego mówić.
- Ostry języczek – zbliżyła się,
tak aby tylko on ją usłyszał. W błękitnych oczach płonął ogień wściekłości. Nic
nowego. Zapalał się zawsze na widok syna Wybrańca. – Szkoda, że nie był tak
sprawny w czwartej klasie.
NIE.
ONA TEGO NIE POWIEDZIAŁA.
A
jednak. Złośliwy, pełny szatańskiej satysfakcji uśmiech pojawił się na jej
ustach. Dumnie unosząc głowę do góry, odwróciła się na pięcie i zniknęła w
tłumie uczniów. Chwilę potem wpadła w ramiona swojej najlepszej przyjaciółki
Zoey i razem weszły do pociągu.
A
Albus nadal stał jak wmurowany idiota, przetwarzając to, co powiedziała, czując
się ogłupiały jak wujek Seamus po rozpalaniu grilla.
NIE
POWINNA WYCIĄGAĆ TEGO NA ŚWIATŁO DZIENNE.
Każdy
ma jakieś błędy młodości. Często są one skutkiem presji otoczenia. W przypadku
Ala tak właśnie było.
Przecież
sam z siebie nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
Z
własnej, nieprzymuszonej woli, w pełni władzy umysłowej, nigdy…Ale to NIGDY nie
pocałował by Carrie Gray. I nie musiałby ponosić konsekwencji.
Wszystko
to było winą Scora, dlatego kiedy tylko chłopak się pojawił został przywitany
mocnym uderzeniem w brzuch.
- Też tęskniłem, kochanie –
jęknął, zwijając się w pół. – Cóż żem ci uczynił?!
Młody
Potter poklepał go po plecach i ruszył w kierunku pociągu. Malfoy człapał za
nim z nieszczęśliwą miną, i co gorsza oklapniętą fryzurą. Postanowił nie
zadawać więcej pytań. Już dawno zorientował się, że Al jest za bardzo popieprzony
jak na jego boską głowę.
- Musiałeś się tak guzdrać? – syn
Wybrańca mruczał coś niezadowolony, otwierając drzwi do kolejnych przedziałów. –
Jeszcze zaraz okaże się, że jedyne wolne miejsca są…
Trafił.
Dwie pary oczu zmierzyły ich od góry do dołu i zmrużyły się zawzięte. Albus
mocniej zacisnął dłoń na klamce, podjąwszy decyzję, że woli spędzić podróż na
korytarzu, albo nawet w przedziale Gryfonów, byle nie z tymi dwoma
czarownicami. Scor miał jednak na ten temat odmienne zdanie. Wyminął Ala i z uśmiechem
zajął miejsce obok Zoey Blake.
- Wszystkie miejsca są zajęte!
Chyba nas nie wyrzucicie? – próbował zrobić minę zbitego pieska, ale
przypominał bardziej kota srającego na pustyni.
- Owszem wyrzucimy – Carrie wskazała
ręką drzwi. – Akysz! Won! Poszedł pies!
Albus
przewrócił oczami i z westchnieniem opadł na siedzenie, narażając się na
radioaktywne spojrzenie dwóch dziewczyn.
To
będzie długa podróż…
Cudne Z. <3
OdpowiedzUsuńPoczułam się jak za naszych młodszych młodych lat :D
Pisz dalej!
Swietne:))
OdpowiedzUsuńKocham Albusa, a to dopiero prolog ;'D
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie piszesz i masz świetne poczucie humoru!
Pozdrawiam!
P.S Zapraszam na bloga mojego i mojej przyjaciółki http://hogwart-na-wieki.blogspot.com/
Ja na prawdę nie wiem skąd ty i Ginger bierzecie te wszystkie świetne pomysły. To jest genialne, a do tego Al nie jest taki jak na większości blogów, czymi skryty, cichy, wiecznie w cieniu w brata. Choć co do tego ostatniego nie mam pewności, bo dopiero przeczytałam prolog.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, kitty