[Zoey]
Było nawet wesoło. O ile Armagedon można nazwać radosnym wydarzeniem.
Carrie
siedziała przyciśnięta do okna, jak najdalej od Pottera, który znudzony
przekładał kolejne strony jakiejś książki. Wydawała z siebie dość dziwne
odgłosy, jakby połączenie sapania, szczękania zębami i cichych przekleństw. Być
może przejęłabym się bardziej, gdybym nie była do tego przyzwyczajona.
Obok
mnie siedział Malfoy, który jedyny próbował podtrzymać rozmowę i zbudować lekką
atmosferę. Próżne nadzieje, paniczu!
- Malfoy, skończ ujadać – mruknął
Al, nie odrywając wzroku od książki.
- Czuję się niekochany! – blondyn
wydął dolną wargę i chwycił mnie za ramię. – Jesteśmy lekceważeni.
Uniosłam
lewą brew lekko do góry. Ten ślizgon był zdecydowanie za dziwny jak dla mnie, a
przecież przyjaźniłam się z Gray. Kiedy już przejmę władzę nad światem
mugolskim i magicznym, on będzie jednym z pierwszych, którzy pójdą do pierdla. Szare
ściany, metalowa i niewygodna prycza, a obok niej brudna toaleta. I zero
kosmetyków do włosów. I lustra.
Jestem
geniuszem zła.
- Malfoy, łapy przy sobie! –
warknęłam, ale on tylko uwiesił się na mojej szyi, skomląc niczym rasowy cziłała.
- Moglibyśmy być najlepszymi
przyjaciółmi! Mogłabyś się we mnie całkowicie zakochać…bo powiedzmy, szczerze,
kto by tego nie zrobił?…i moglibyśmy mieć cudowne dzieci! Albo mieszkać razem
po szkole! Albo robić nocowanki i plotkować o tych wszystkich bezguściach w
naszej szkole! Ale nie…Bo oni się nie znoszą!
Zakończył
swój wywód dramatycznym westchnięciem. Używając całej swojej siły uwolniłam się
z jego mocnego uścisku i odsunęłam na drugi koniec przedziału.
- To nie dlatego, że oni się nie
znoszą. To dlatego, że ja cię nie znoszę – położyłam nacisk na słowie „ja”, ale
Scor, bez żadnego instynktu samozachowawczego, zignorował moją wypowiedź i
brnął dalej.
- Kłócicie się i nienawidzicie i
to niszczy coś tak pięknego jak moją przyjaźń z Zoey!
- Nie przyjaźnimy się. I dla
ciebie jestem „pani Blake” – znów zostałam zlekceważona.
- A przecież wszyscy wiemy, że wy
się kochacie! Miłością szaloną i bardzo popierdoloną, bo w końcu mówimy o was,
ale wy jesteście dla siebie…
No
i nie dokończył. Trzy zaklęcia uderzyły go w tym samym czasie. Chłopak jak
nieżywy padł na podłogę, a my zerwaliśmy się z miejsc.
- To chyba nie powinno tak być –
mruknął Potter, lekko szturchając twarz przyjaciela butem.
- No nie mów! – Carrie skrzywiła
się z sarkazmem. – Kto by pomyślał, że nie można rzucić trzech zaklęć na jedną
osobę jednocześnie.
Nachyliła
się nad blondynem zniesmaczona.
- Przynajmniej będzie spokój. McGonagall
prawdopodobnie zorganizuje przyjęcie na naszą cześć. Załatwię dekoracje.
- Ja mogę skombinować Ognistą. Ale
teraz trzeba pomyśleć, jak usunąć ślady – Albus nie odrywał wzroku od
przyjaciela, na którego twarzy pojawiły się czerwone bąble.
- Można by go zmniejszyć i
spłukać w toalecie…
- Albo zamienić w coś i wziąć
sobie na pamiątkę…
- Serio, chciałbyś go mieć na
pamiątkę?
- Niechętnie, ale przyznam ci
rację, Gray. Może klasycznie wyrzucimy go przez okno?
W
takich chwilach wydawało mi się, że jestem najbardziej normalna z całego
towarzystwa, a przecież planowałam zmienić świat w jeden wielki Zoeyland.
- Jesteście pojebani –
westchnęłam. – Nie sądzę, żebyśmy go zabili. Po prostu wywalmy go na korytarz i
zapewne obudzi się zanim dojedziemy do Hogwartu.
Carrie
i Potter wymienili znaczące spojrzenia.
- Niszczysz całą zabawę, Zo –
mruknęła dziewczyna, ale skinęła głową. Przez chwilę próbowaliśmy wytoczyć ciało
ślizgona z przedziału, co wcale nie było takie łatwe. Jak na kogoś kto
obsesyjnie dba o wygląd był stanowczo za ciężki. W końcu jednak zatrzasnęliśmy
za nim drzwi, ciesząc się ze spokojnej ciszy, która nastała, nie przejmując się
za bardzo jego losem. Prawdziwy ślizgon da sobie radę w każdej sytuacji, nawet
kiedy jest ogłuszony i nieprzytomny.
- Tak dla wyjaśnienia, Potter –
Carrie spojrzała na niego z taką pogardą, jak ja na nauczyciela od wróżbiarstwa.
– Mam cię za obleśnego gnojka, który byłby nikim, gdyby nie sławny tatuś.
Potter
nieoczekiwanie wybuchnął śmiechem i przybliżył się bardziej do mojej
przyjaciółki. W tym momencie poczułam się niekochana i zlekceważona i przez
sekundę pożałowałam nawet Malfoya, gotowa dołączyć do niego na korytarzu i
zostawić parę samą.
- I tak wiem, że jest inaczej –
mruknął, niskim głosem. Zapewne większość dziewczyn padła by z wrażenia i
emocji, ale Carrie była Carrie więc tylko przyłożyła mu różdżkę do gardła.
- Wyobraźnia jest szkodliwa,
Potter. Twoja może doprowadzić do tego, że wylądujesz zaraz obok kolegi na
korytarzu – uśmiechnęła się uroczo. Usiedli na dwóch krańcach kanapy, wściekli
jak zawsze kiedy spędzali ze sobą więcej niż trzy przepisowe minuty.
Można
przywyknąć.
Wiedząc,
że nie nagadam się z Gray zamknęłam oczy i tworząc piękne wyobrażenia Zoeylandu
próbowałam odpłynąć w krainę morfeusza. Czy mi się udało? Oczywiście, że nie.
Nie
mam pojęcia jak usłyszałam ten pisk. Myślałam, że tak wysokie częstotliwości
odbierają tylko zwierzęta. Ale w tej szkole byłam zaskakiwana każdego dnia.
Drzwi
do przedziału otworzyły się i stanęła w nich rudowłosa dziewczyna, ze łzami w
oczach, w mundurku Ravenclawu i przypiętą odznaką prefekta. Lucy Weasley, no
jeszcze jej tu brakowało.
- Co się stało Scorpiusowi?! –
zawołała, rozglądając się rozpaczliwie po naszych twarzach. Al i Carrie
przybrali niewinny wygląd z serii „my nic nie wiemy”, więc dyskusja z tą
nawiedzoną dziwaczką przypadła mi. Dzięki ci Merlinie, za wsparcie i przyjaźń!
- W skrócie? Oberwał paroma
zaklęciami, padł, to go wyrzuciliśmy na korytarz.
Dziewczyna
wpatrywała się we mnie jak w kosmitkę, ale hej! To ona nosiła mundurek, kiedy
nie było to obowiązkowe i miała obsesję na punkcie Malfoya.
- A nie pomyśleliście, żeby go…no
nie wiem…MOŻE JAKOŚ OPATRZYĆ?! – krzyknęła i jestem pewna, że usłyszeli ją już
w Hogsmeade. Wymieniłam spojrzenia z Potterem i Gray.
- Nie.
- Jakoś nie wyszło…
- Nie byłem pewny czy się opłaca
go ratować.
Dziewczyna
zrobiła się czerwona, co strasznie dziwnie wyglądało, zważywszy na jej ognisty
kolor włosów.
- Dostaniecie za swoje! Ja
rozumiem, żeby Ala…bo jego to nawet nasz domowy skrzat po wydaniu rozkazu o
opatrunek by zostawił na śmierć…ale mój biedny Scor?!
Poczułam
jak Carrie szturcha mnie w nogę. Wystarczyło jedno spojrzenie na nią bym
wiedziała o czym myśli: ta rodzina jest popieprzona.
Lucy
dalej ujadała, nie zwracając uwagi, że jej nie słuchamy, klęcząc przy Malfoy’u.
Westchnęłam i wyciągnęłam różdżkę. Jak już musiała siedzieć, to chociaż mogła
dostarczyć rozrywki. Wyrwałam z zeszytu kartkę i napisałam wiadomość. Jednym
ruchem mojego magicznego patyczka zamieniłam ją w papierowego ptaka, który
odfrunął w głąb pociągu.
Nie
musiałam długo czekać. Rose Weasley i Lilyanne Potter przybiegły po paru
sekundach i wybuchła panika. Dla nikogo nie było tajemnicą, że cała trójka
kuzynek miała obsesję na punkcie Malfoya. Widać to jakieś genetyczne
schorzenie. Ale cóż…Wspólna pasja umacnia więzi rodzinne! Choć w tym przypadku
raczej się to nie sprawdziło.
Natychmiast
zaczęły na siebie krzyczeć i szarpać biednym ciałem Scorpiusa, wyrywając je
sobie z rąk. Cóż za profanacja zwłok. Lily kopnęła Rose w piszczel, jednocześnie
próbując odczepić dłoń Lucy z własnych włosów. Ale zabawa!
Albus
nachylił się do mnie z uśmiechem.
- Jesteś geniuszem zła, wiesz o
tym?
- Wiem.
Z
tej perspektywy wyglądał nawet przystojnie. Zamrugałam kilkakrotnie,
nie dowierzając własnym myślom. Czy ja…Nie, to się wytnie.
- Co tu się dzieje? – słodki,
dziewczęcy głosik przebił się wśród odgłosów walk. Zapadła nagła cisza, a
wszyscy zastygli w aktualnych pozach.
Chloe
Malfoy stanęła nad bezwładnym ciałem brata i przewróciła oczami.
- Zapytałabym się co mu się
stało, ale ktoś mógłby jeszcze odnieść wrażenie, że mnie to obchodzi.
Obie
Weasley i Potter puściły fragmenty blondyna i grzecznie ustawiły się w rządku.
Chloe była przerażająca i wszyscy o tym wiedzieli. Nie można było z nią
zadzierać o ile nie chciałeś wylądować w św. Mungu na oddziale psychiatrycznym.
- Zachowujecie się jak stado hipogryfów,
którym Hagrid robi lewatywę – zmierzyła dziewczyny od góry do dołu. – Wy! –
spojrzała na nas, a ja poczułam jak kurczę się w sobie.
- Dwa przedziały dalej siedzi
związany Potter. Moglibyście go uwolnić jakby wam się nudziło.
Albus
zachichotał.
- W sensie James? Mój brat? Kto
go związał?
Chloe
nie podzielała jego wesołości.
- Nie zdradzam swoich ludzi –
odwróciła się do rudowłosych. – Teraz wy.
Woleliśmy
nie czekać na reprymendę małolaty, więc szybko wyminęliśmy zarówno ją jak i jej
trzy nieszczęśliwe ofiary.
- Tyle razy powtarzam sobie:
trzymaj się z dala od tej rodziny. A za każdym razem ląduję gdzieś w środku
czegoś z tobą i twoimi krewnymi przy boku – Carrie wyglądała na przybitą. Otworzyła
drzwi od wskazanego przedziału i parsknęła śmiechem. James Potter, bożyszcze
wszystkich uczennic, siedział związany i zakneblowany na kanapie. Na nasz widok
ożywił się lekko i zaczął coś mówić, ale materiał w ustach skutecznie mu to
utrudniał.
Carrie
nachyliła się nad nim, jednak nie zrobiła nic by go uwolnić.
- Tyle możliwości…Bezbronny i
zdany na naszą łaskę…
- Mówisz jakbyś chciała go
zgwałcić – mruknął jego młodszy brat, a ja zachichotałam.
- A może chcę? – Carrie uśmiechnęła
się złowieszczo i spojrzała Jamesowi w oczy. – A ty byś chciał?
Chłopak
był przerażony i w sumie mu się nie dziwiłam. Każdy kto zna Carrie wiedział, że
takie słowa nie oznaczały nic dobrego. Próbował się odsunąć, ale tylko zmienił
pozycję na jeszcze bardziej niewygodną. A na dodatek, coś wypadło z jego
kieszeni. Bardzo szybko domyśliliśmy się co.
Łajnobomba
wybuchła obrzucając nas śmierdzącą substancją.
- ZAWSZE TO SAMO! – Carrie powoli
dochodziła do dziesiątki w skali wściekłości i nie było to dobre, ani dla
świata, ani dla mnie, no i zwłaszcza nie dla Potterów. – ZGINIECIE! OBIECUJĘ
WAM BOLESNĄ POWOLNĄ ŚMIERĆ!
I
wtedy w drzwiach pojawił się Scorpius. Ledwo trzymając się na nogach, lekko
nieprzytomny, rozejrzał się po pomieszczeniu i uśmiechnął.
- Widzę, że humorek nie dopisuje.
Szkoda, bo mamy taki malutki problem...
Wbiliśmy
w niego zaciekawione spojrzenia. Czy mogło być gorzej? Czy naprawdę był w
stanie przekazać nam wiadomość, która mogłaby zmienić sytuację na jeszcze
bardziej beznadziejną?
- Al, od czego jest ta dźwignia
przy wejściu?
- Łączy wagon z poprzednim.
Dlaczego pytasz?
- Cóż…Przez przypadek oparłem się
o nią, kiedy wstawałem…
Wymieniliśmy
przerażone spojrzenia. Chyba jednak go nie doceniałam.
- Czeka nas mała piesza
wycieczka, moi kochani!
Carrie
rzuciła się na Malfoya z całą wściekłością.
- ZABIJĘ CIĘ!
Tak
jak mówiłam. Nawet całkiem wesoło.
Hahaha :D
OdpowiedzUsuńRozdział cudny:) Kocham Albusa! <3
Cudowny
OdpowiedzUsuńChcialabym by Rose i Scorp byli razem
Szkoda ze on jest w tym opo taki nieporadny i glupi, lubie go innego
Kisses xoxo
Wiem, że moje opowiadanie trochę odbiega od kanonu. To pewnego rodzaju satyra, inspirowana blogiem jednej z moich ulubionych bloggerek Fever (al-sev-potter) który serdecznie polecam :) Ale myślę, że w następnych rozdziałach trochę to złagodzę :p
UsuńCieszy mnie to! Bardzo lubię to opowiadsnie takie, jakie jest! Tylko ociupinkę mądrzejszy Scorp i jest idealnie! xD
UsuńTo jest genialne!
OdpowiedzUsuńPokochałam Zoe. Jej narracja jest fantastyczna!
Rozdział genialny, przez cały czas czytania miałam wielkiego banana na twarzy
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny
Lily
"- Malfoy, skończ ujadać – mruknął Al..." Pokochałam to opowiadanie po tym zdaniu. I jeszcze po "Kiedy już przejmę władzę nad światem mugolskim i magicznym...".
OdpowiedzUsuń"Co się stało Scorpiusowi?!" Biedny, biedny Scor. Prześladowany przez trzy RUDE dziewoje. Oczywiście z rodziny Weasley i Potter. Jak Scor sobie z nimi radzi? Wydaje się być takim nieporadnym i ciapowatym.
"Chloe była przerażająca i wszyscy o tym wiedzieli." O! I jest moja ulubiona bohaterka tego opowiadania. Tak. Zdecydowanie przejawiam dziwne uwielbienie do zła i mroku.
"- Czeka nas mała piesza wycieczka, moi kochani!" HAHAHHAHHAAH ale może nie dużo drogi im już zostało.
Pozdrawiam, Kitty