poniedziałek, 2 czerwca 2014

jeden: całkiem wesoła podróż

            [Zoey]

               Było nawet wesoło. O ile Armagedon można nazwać radosnym wydarzeniem.
            Carrie siedziała przyciśnięta do okna, jak najdalej od Pottera, który znudzony przekładał kolejne strony jakiejś książki. Wydawała z siebie dość dziwne odgłosy, jakby połączenie sapania, szczękania zębami i cichych przekleństw. Być może przejęłabym się bardziej, gdybym nie była do tego przyzwyczajona.
            Obok mnie siedział Malfoy, który jedyny próbował podtrzymać rozmowę i zbudować lekką atmosferę. Próżne nadzieje, paniczu!
- Malfoy, skończ ujadać – mruknął Al, nie odrywając wzroku od książki.
- Czuję się niekochany! – blondyn wydął dolną wargę i chwycił mnie za ramię. – Jesteśmy lekceważeni.
            Uniosłam lewą brew lekko do góry. Ten ślizgon był zdecydowanie za dziwny jak dla mnie, a przecież przyjaźniłam się z Gray. Kiedy już przejmę władzę nad światem mugolskim i magicznym, on będzie jednym z pierwszych, którzy pójdą do pierdla. Szare ściany, metalowa i niewygodna prycza, a obok niej brudna toaleta. I zero kosmetyków do włosów. I lustra.
            Jestem geniuszem zła.
- Malfoy, łapy przy sobie! – warknęłam, ale on tylko uwiesił się na mojej szyi, skomląc niczym rasowy cziłała.
- Moglibyśmy być najlepszymi przyjaciółmi! Mogłabyś się we mnie całkowicie zakochać…bo powiedzmy, szczerze, kto by tego nie zrobił?…i moglibyśmy mieć cudowne dzieci! Albo mieszkać razem po szkole! Albo robić nocowanki i plotkować o tych wszystkich bezguściach w naszej szkole! Ale nie…Bo oni się nie znoszą!
            Zakończył swój wywód dramatycznym westchnięciem. Używając całej swojej siły uwolniłam się z jego mocnego uścisku i odsunęłam na drugi koniec przedziału.
- To nie dlatego, że oni się nie znoszą. To dlatego, że ja cię nie znoszę – położyłam nacisk na słowie „ja”, ale Scor, bez żadnego instynktu samozachowawczego, zignorował moją wypowiedź i brnął dalej.
- Kłócicie się i nienawidzicie i to niszczy coś tak pięknego jak moją przyjaźń z Zoey!
- Nie przyjaźnimy się. I dla ciebie jestem „pani Blake” – znów zostałam zlekceważona.
- A przecież wszyscy wiemy, że wy się kochacie! Miłością szaloną i bardzo popierdoloną, bo w końcu mówimy o was, ale wy jesteście dla siebie…
            No i nie dokończył. Trzy zaklęcia uderzyły go w tym samym czasie. Chłopak jak nieżywy padł na podłogę, a my zerwaliśmy się z miejsc.
- To chyba nie powinno tak być – mruknął Potter, lekko szturchając twarz przyjaciela butem.
- No nie mów! – Carrie skrzywiła się z sarkazmem. – Kto by pomyślał, że nie można rzucić trzech zaklęć na jedną osobę jednocześnie.
            Nachyliła się nad blondynem zniesmaczona.
- Przynajmniej będzie spokój. McGonagall prawdopodobnie zorganizuje przyjęcie na naszą cześć. Załatwię dekoracje.
- Ja mogę skombinować Ognistą. Ale teraz trzeba pomyśleć, jak usunąć ślady – Albus nie odrywał wzroku od przyjaciela, na którego twarzy pojawiły się czerwone bąble.
- Można by go zmniejszyć i spłukać w toalecie…
- Albo zamienić w coś i wziąć sobie na pamiątkę…
- Serio, chciałbyś go mieć na pamiątkę?
- Niechętnie, ale przyznam ci rację, Gray. Może klasycznie wyrzucimy go przez okno?
            W takich chwilach wydawało mi się, że jestem najbardziej normalna z całego towarzystwa, a przecież planowałam zmienić świat w jeden wielki Zoeyland.
- Jesteście pojebani – westchnęłam. – Nie sądzę, żebyśmy go zabili. Po prostu wywalmy go na korytarz i zapewne obudzi się zanim dojedziemy do Hogwartu.
            Carrie i Potter wymienili znaczące spojrzenia.
- Niszczysz całą zabawę, Zo – mruknęła dziewczyna, ale skinęła głową. Przez chwilę próbowaliśmy wytoczyć ciało ślizgona z przedziału, co wcale nie było takie łatwe. Jak na kogoś kto obsesyjnie dba o wygląd był stanowczo za ciężki. W końcu jednak zatrzasnęliśmy za nim drzwi, ciesząc się ze spokojnej ciszy, która nastała, nie przejmując się za bardzo jego losem. Prawdziwy ślizgon da sobie radę w każdej sytuacji, nawet kiedy jest ogłuszony i nieprzytomny.
- Tak dla wyjaśnienia, Potter – Carrie spojrzała na niego z taką pogardą, jak ja na nauczyciela od wróżbiarstwa. – Mam cię za obleśnego gnojka, który byłby nikim, gdyby nie sławny tatuś.
            Potter nieoczekiwanie wybuchnął śmiechem i przybliżył się bardziej do mojej przyjaciółki. W tym momencie poczułam się niekochana i zlekceważona i przez sekundę pożałowałam nawet Malfoya, gotowa dołączyć do niego na korytarzu i zostawić parę samą.
- I tak wiem, że jest inaczej – mruknął, niskim głosem. Zapewne większość dziewczyn padła by z wrażenia i emocji, ale Carrie była Carrie więc tylko przyłożyła mu różdżkę do gardła.
- Wyobraźnia jest szkodliwa, Potter. Twoja może doprowadzić do tego, że wylądujesz zaraz obok kolegi na korytarzu – uśmiechnęła się uroczo. Usiedli na dwóch krańcach kanapy, wściekli jak zawsze kiedy spędzali ze sobą więcej niż trzy przepisowe minuty.
            Można przywyknąć.
            Wiedząc, że nie nagadam się z Gray zamknęłam oczy i tworząc piękne wyobrażenia Zoeylandu próbowałam odpłynąć w krainę morfeusza. Czy mi się udało? Oczywiście, że nie.
            Nie mam pojęcia jak usłyszałam ten pisk. Myślałam, że tak wysokie częstotliwości odbierają tylko zwierzęta. Ale w tej szkole byłam zaskakiwana każdego dnia.
            Drzwi do przedziału otworzyły się i stanęła w nich rudowłosa dziewczyna, ze łzami w oczach, w mundurku Ravenclawu i przypiętą odznaką prefekta. Lucy Weasley, no jeszcze jej tu brakowało.
- Co się stało Scorpiusowi?! – zawołała, rozglądając się rozpaczliwie po naszych twarzach. Al i Carrie przybrali niewinny wygląd z serii „my nic nie wiemy”, więc dyskusja z tą nawiedzoną dziwaczką przypadła mi. Dzięki ci Merlinie, za wsparcie i przyjaźń!
- W skrócie? Oberwał paroma zaklęciami, padł, to go wyrzuciliśmy na korytarz.
            Dziewczyna wpatrywała się we mnie jak w kosmitkę, ale hej! To ona nosiła mundurek, kiedy nie było to obowiązkowe i miała obsesję na punkcie Malfoya.
- A nie pomyśleliście, żeby go…no nie wiem…MOŻE JAKOŚ OPATRZYĆ?! – krzyknęła i jestem pewna, że usłyszeli ją już w Hogsmeade. Wymieniłam spojrzenia z Potterem i Gray.
- Nie.
- Jakoś nie wyszło…
- Nie byłem pewny czy się opłaca go ratować.
            Dziewczyna zrobiła się czerwona, co strasznie dziwnie wyglądało, zważywszy na jej ognisty kolor włosów.
- Dostaniecie za swoje! Ja rozumiem, żeby Ala…bo jego to nawet nasz domowy skrzat po wydaniu rozkazu o opatrunek by zostawił na śmierć…ale mój biedny Scor?!
            Poczułam jak Carrie szturcha mnie w nogę. Wystarczyło jedno spojrzenie na nią bym wiedziała o czym myśli: ta rodzina jest popieprzona.
            Lucy dalej ujadała, nie zwracając uwagi, że jej nie słuchamy, klęcząc przy Malfoy’u. Westchnęłam i wyciągnęłam różdżkę. Jak już musiała siedzieć, to chociaż mogła dostarczyć rozrywki. Wyrwałam z zeszytu kartkę i napisałam wiadomość. Jednym ruchem mojego magicznego patyczka zamieniłam ją w papierowego ptaka, który odfrunął w głąb pociągu.
            Nie musiałam długo czekać. Rose Weasley i Lilyanne Potter przybiegły po paru sekundach i wybuchła panika. Dla nikogo nie było tajemnicą, że cała trójka kuzynek miała obsesję na punkcie Malfoya. Widać to jakieś genetyczne schorzenie. Ale cóż…Wspólna pasja umacnia więzi rodzinne! Choć w tym przypadku raczej się to nie sprawdziło.
            Natychmiast zaczęły na siebie krzyczeć i szarpać biednym ciałem Scorpiusa, wyrywając je sobie z rąk. Cóż za profanacja zwłok. Lily kopnęła Rose w piszczel, jednocześnie próbując odczepić dłoń Lucy z własnych włosów. Ale zabawa!
            Albus nachylił się do mnie z uśmiechem.
- Jesteś geniuszem zła, wiesz o tym?
- Wiem.
            Z tej perspektywy wyglądał nawet przystojnie. Zamrugałam kilkakrotnie, nie dowierzając własnym myślom. Czy ja…Nie, to się wytnie.
- Co tu się dzieje? – słodki, dziewczęcy głosik przebił się wśród odgłosów walk. Zapadła nagła cisza, a wszyscy zastygli w aktualnych pozach.
            Chloe Malfoy stanęła nad bezwładnym ciałem brata i przewróciła oczami.
- Zapytałabym się co mu się stało, ale ktoś mógłby jeszcze odnieść wrażenie, że mnie to obchodzi.
            Obie Weasley i Potter puściły fragmenty blondyna i grzecznie ustawiły się w rządku. Chloe była przerażająca i wszyscy o tym wiedzieli. Nie można było z nią zadzierać o ile nie chciałeś wylądować w św. Mungu na oddziale psychiatrycznym.
- Zachowujecie się jak stado hipogryfów, którym Hagrid robi lewatywę – zmierzyła dziewczyny od góry do dołu. – Wy! – spojrzała na nas, a ja poczułam jak kurczę się w sobie.
- Dwa przedziały dalej siedzi związany Potter. Moglibyście go uwolnić jakby wam się nudziło.
            Albus zachichotał.
- W sensie James? Mój brat? Kto go związał?
            Chloe nie podzielała jego wesołości.
- Nie zdradzam swoich ludzi – odwróciła się do rudowłosych. – Teraz wy.
            Woleliśmy nie czekać na reprymendę małolaty, więc szybko wyminęliśmy zarówno ją jak i jej trzy nieszczęśliwe ofiary.
- Tyle razy powtarzam sobie: trzymaj się z dala od tej rodziny. A za każdym razem ląduję gdzieś w środku czegoś z tobą i twoimi krewnymi przy boku – Carrie wyglądała na przybitą. Otworzyła drzwi od wskazanego przedziału i parsknęła śmiechem. James Potter, bożyszcze wszystkich uczennic, siedział związany i zakneblowany na kanapie. Na nasz widok ożywił się lekko i zaczął coś mówić, ale materiał w ustach skutecznie mu to utrudniał.
            Carrie nachyliła się nad nim, jednak nie zrobiła nic by go uwolnić.
- Tyle możliwości…Bezbronny i zdany na naszą łaskę…
- Mówisz jakbyś chciała go zgwałcić – mruknął jego młodszy brat, a ja zachichotałam.
- A może chcę? – Carrie uśmiechnęła się złowieszczo i spojrzała Jamesowi w oczy. – A ty byś chciał?
            Chłopak był przerażony i w sumie mu się nie dziwiłam. Każdy kto zna Carrie wiedział, że takie słowa nie oznaczały nic dobrego. Próbował się odsunąć, ale tylko zmienił pozycję na jeszcze bardziej niewygodną. A na dodatek, coś wypadło z jego kieszeni. Bardzo szybko domyśliliśmy się co.
            Łajnobomba wybuchła obrzucając nas śmierdzącą substancją.
- ZAWSZE TO SAMO! – Carrie powoli dochodziła do dziesiątki w skali wściekłości i nie było to dobre, ani dla świata, ani dla mnie, no i zwłaszcza nie dla Potterów. – ZGINIECIE! OBIECUJĘ WAM BOLESNĄ POWOLNĄ ŚMIERĆ!
            I wtedy w drzwiach pojawił się Scorpius. Ledwo trzymając się na nogach, lekko nieprzytomny, rozejrzał się po pomieszczeniu i uśmiechnął.
- Widzę, że humorek nie dopisuje. Szkoda, bo mamy taki malutki problem...
            Wbiliśmy w niego zaciekawione spojrzenia. Czy mogło być gorzej? Czy naprawdę był w stanie przekazać nam wiadomość, która mogłaby zmienić sytuację na jeszcze bardziej beznadziejną?
- Al, od czego jest ta dźwignia przy wejściu?
- Łączy wagon z poprzednim. Dlaczego pytasz?
- Cóż…Przez przypadek oparłem się o nią, kiedy wstawałem…
            Wymieniliśmy przerażone spojrzenia. Chyba jednak go nie doceniałam.
- Czeka nas mała piesza wycieczka, moi kochani!
            Carrie rzuciła się na Malfoya z całą wściekłością.
- ZABIJĘ CIĘ!
            Tak jak mówiłam. Nawet całkiem wesoło.

6 komentarzy:

  1. Hahaha :D
    Rozdział cudny:) Kocham Albusa! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny
    Chcialabym by Rose i Scorp byli razem
    Szkoda ze on jest w tym opo taki nieporadny i glupi, lubie go innego
    Kisses xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że moje opowiadanie trochę odbiega od kanonu. To pewnego rodzaju satyra, inspirowana blogiem jednej z moich ulubionych bloggerek Fever (al-sev-potter) który serdecznie polecam :) Ale myślę, że w następnych rozdziałach trochę to złagodzę :p

      Usuń
    2. Cieszy mnie to! Bardzo lubię to opowiadsnie takie, jakie jest! Tylko ociupinkę mądrzejszy Scorp i jest idealnie! xD

      Usuń
  3. To jest genialne!
    Pokochałam Zoe. Jej narracja jest fantastyczna!
    Rozdział genialny, przez cały czas czytania miałam wielkiego banana na twarzy
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny
    Lily

    OdpowiedzUsuń
  4. "- Malfoy, skończ ujadać – mruknął Al..." Pokochałam to opowiadanie po tym zdaniu. I jeszcze po "Kiedy już przejmę władzę nad światem mugolskim i magicznym...".
    "Co się stało Scorpiusowi?!" Biedny, biedny Scor. Prześladowany przez trzy RUDE dziewoje. Oczywiście z rodziny Weasley i Potter. Jak Scor sobie z nimi radzi? Wydaje się być takim nieporadnym i ciapowatym.
    "Chloe była przerażająca i wszyscy o tym wiedzieli." O! I jest moja ulubiona bohaterka tego opowiadania. Tak. Zdecydowanie przejawiam dziwne uwielbienie do zła i mroku.
    "- Czeka nas mała piesza wycieczka, moi kochani!" HAHAHHAHHAAH ale może nie dużo drogi im już zostało.
    Pozdrawiam, Kitty

    OdpowiedzUsuń