[Chloe]
Nie wiem dlaczego, ale ludzie się mnie bali. Czuli respekt i zazwyczaj na mój widok prostowali się, jakby ktoś włożył im miotłę w tyłek.
Nie
żeby mi to przeszkadzało. Uwielbiałam władzę, jaką posiadałam. Mój reżim dawał
mi dostęp do wielu ciekawych informacji, które mogłam potem w dowolny sposób,
dla własnej przyjemności wykorzystać. Do mojej potęgi doszłam przy pomocy
jednej ważnej umiejętności: obserwowania. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na
daną osobę by wiedzieć czy skrywa jakiś sekret, czy jest czemuś winna i czego
ona pragnie. A potem wkraczałam do akcji.
I
tak samo było z Albusem Potterem.
Kiedy
tylko wszedł do Wielkiej Sali, od razu to dostrzegłam. Błysk w oku,
podniecenie, sprężysty krok i nerwowe ruchy. Stanowił ciekawy kontrast dla
mojego braciszka, który półprzytomny wlókł się obok niego.
- Cześć – uśmiechnęłam się lekko,
kiedy zbliżyli się do stołu. Wymienili zdziwione i trochę przerażone
spojrzenia, a ja upiłam łyk zielonej herbaty z eleganckiej filiżanki. –
Siadajcie.
Trochę
zdezorientowani spełnili rozkaz i usiedli naprzeciwko mnie.
- Cześć…? – Potter przełknął
głośno ślinę. – Przecież jeszcze nic nie zrobiliśmy!
Przygryzłam
wargę, aby nie parsknąć śmiechem. Strach,
który budziłam w starszych od siebie osobach zawsze mnie rozbawiał.
- Nic nie zrobiliście, ale
planujecie.
Oczy
Albusa otworzyły się szeroko zdziwione, a usta otworzyły w nieme „o”. Potem
zacisnęły się w wąską linię, a on sam zgarbił lekko, jakby zmieszany. Mój brat
za to nieoczekiwanie wybuchnął śmiechem.
- Twój plan padł zanim się
rozpoczął.
Posłałam
mu mordercze spojrzenie, które sprawiło, że nie powiedział nic więcej, ale rozbawiony
szturchnął swojego przyjaciela przekazując mu jakąś tajną informację.
- Mów. Mogę ci pomóc – odgryzłam
koniuszek chrupiącej grzanki.
- I potem będziesz mnie ścigać i
żądać ode mnie niebezpiecznej, nielegalnej przysługi, która wpakuje mnie w
kłopoty i sprawi fizyczny ból?
- Prawdopodobnie – ze słodkim
uśmiechem skinęłam głową. – Ale z drugiej strony…Jeśli mi nie powiesz…Sama się
dowiem. I wtedy nie tylko wpakuję cię w kłopoty i sprawię ból, ale również nie
osiągniesz swojego celu, jakikolwiek by on nie był.
Przez
chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Albus, być może przez przyjaźń z moim bratem,
a być może przez wrodzoną twardość charakteru, nie dawał się podporządkowywać
tak łatwo jak cała reszta zamku.
- Znając ciebie zapewne chodzi o
Carrie Gray.
Niechętnie
skinął głową, a ja uśmiechnęłam się promiennie.
- Szczegóły! – klasnęłam
radośnie. Nic nie nastrajało mnie tak jak dobra afera! Potter nachylił się do
mnie i szeptem zaczął opowiadać swój plan. Nie był on wyjątkowo dobry. Prawdę
mówiąc, poczułam się rozczarowana tym jak banalny on był, ale doceniałam
starania. Nie każdy może mieć taki umysł jak ja. Westchnęłam.
- Pomogę ci. OCZYWIŚCIE.
Zerknęłam
nad jego ramieniem, akurat kiedy Zoey Blake i Carrie Gray weszły do Wielkiej
Sali. Nawet je lubiłam. Ale nie aż tak, aby odpuścić sobie intrygę. Poza tym,
cóż, ten plan mógł mieć niesamowicie ciekawe konsekwencje, bardzo trudne do
przewidzenia.
W
końcu rozchodziło się o zabawę uczuciami, a z nimi nigdy nic nie wiadomo.
Carrie
i Albus się nienawidzili, ale znany był fakt, że w ogromnej ilości przypadków,
wrogość to tylko wysublimowany pociąg seksualny. Dlaczego bez ustanku toczyli
wojnę i uprzykrzali sobie życie skoro mogli po prostu się ignorować?
Zoey
była za to urocza i idealnie, wręcz podręcznikowo ślizgońska. Sprytna,
przebiegła i złośliwa. Każdy chłopak mógł swobodnie się w niej zakochać, jeśli
tylko spędziłby z nią odrobinę czasu.
To,
że dziewczyny były przyjaciółkami dodawało smaczku całej sytuacji.
Zatarłam
ręce, podekscytowana. Wszystko mogło się zdarzyć i była to przede wszystkim
kwestia losu, ale ja zamierzałam dodatkowo namieszać. Może zaczęłabym robić
zakłady, na którą z dziewczyn obstawiają uczniowie?
Ale
najpierw trzeba było dojść do punktu kulminacyjnego i sprawić by Zoey Blake
zakochała się w Albusie Potterze. Już moja w tym głowa.
[Al]
Choć
na początku nie chciałem jej zaufać, przekonałem się, że przy pomocy Chloe
Malfoy, nie ma opcji by plan nie wypalił. Trzynastoletni demon nie znał takiego
słowa jak „porażka” co dodało mi dodatkowej pewności siebie.
Kiedy
wszedłem do klasy od eliksirów, wyjątkowo punktualnie, ciągnąc Scora za krawat,
z radością zauważyłem, że dwa wolne miejsca są tuż obok mojego celu. A może
celów? Bo choć planuję uderzyć w Zoey, to cała intryga dotyczy tylko i
wyłącznie Carrie. Blake jest tylko ofiarą wojny, pomyślałem i przez dwie
sekundy poczułem wyrzuty sumienia, kiedy patrzyłem jak niewinnym ruchem zakłada
włosy za ucho. Ale potem mi przeszło. Jako ślizgon miałem wprawę w odsuwaniu
resztek moralności na bok.
- Cześć Zo – uśmiechnąłem się najbardziej
uroczo, jak tylko potrafiłem. Potem całkowicie zmieniłem wyraz twarzy, ukazując
swoją pogardę i obrzydzenie. – Cześć, Gray.
Obie
zmierzyły spojrzeniem zarówno mnie jak i Scorpiusa.
- Możemy tu usiąść? – zapytał
blondyn i nie czekając na odpowiedź zaczął wyciągać z torby potrzebne
podręczniki i pergaminy.
- Nie – prychnęła Zoey, marszcząc
nos jakby coś śmierdziało. Malfoy wzruszył ramionami i całkowicie ją
zignorował. Oczy Gray ściemniały niczym niebo przed burzą, kiedy intensywnie
się we mnie wpatrywała.
- Uroczo marszysz nos – dotknąłem
palcem wymienionego miejsca na twarzy Zo. – Mówił ci to już ktoś?
- Robię to kiedy ktoś mnie
irytuje. Wszyscy którzy mogli by mi to zrobić…już nie są w stanie się
wypowiedzieć – skrzywiła się i odwróciła do mnie plecami, a jej włosy musnęły
moją twarz.
Jabłkowy
szampon?
- Nie jesteś taka ostra, jak chciałabyś być,
wiesz? – szturchnąłem ją lekko palcem między łopatki, próbując zwrócić na
siebie jej uwagę. – To tylko ta zołza tak na ciebie działa – wskazałem głową
Carrie.
Blondynka
uniosła jedną brew do góry.
- Pieprz się – prychnęła.
- Wybacz, Gray, ale w tym
momencie wolałbym pieprzyć Zoey.
Carrie
zmrużyła oczy, a Blake obdarzyła mnie pogardliwym spojrzeniem.
- Jesteś ohydny – prychnęła Zo
odsuwając się ode mnie. – Zboczeniec.
Odeszła
w stronę szafek ze składnikami, nadal ze zniesmaczeniem wypisanym na twarzy.
Ale mimo tego jak bardzo starała się to ukryć, w jej oczach zobaczyłem
zaciekawienie. I to było to czego potrzebowałem.
Gray
podeszła do mnie i wbiła palec w moją klatkę piersiową.
- Nie myśl, że nie wiem co
kombinujesz. Nie uda ci się. Zaatakowałeś mój czuły punkt – nie mogłem
powstrzymać uśmiechu pełnego samozadowolenia i triumfu. – Ona ci nie ulegnie. Jest
dla ciebie za dobra. A jeśli uda ci się i złamiesz jej serce, to obiecuję, że
ja złamię wszystkie twoje kości i zrobię to z największą przyjemnością.
Przez
chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, a atmosfera wokół nas zrobiła się tak
gęsta, że można było kroić ją nożem. Jasnoniebieskie tęczówki lśniły złością,
ale również, co mnie zaskoczyło, smutkiem. Ona naprawdę martwiła się o Zo.
Udało mi się trafić w jej największą słabość. Uśmiechnąłem się, na co Carrie
głośno wciągnęła powietrze.
- Cóż, Gray…Wojna właśnie się
rozpoczęła.
[Scor]
Albus
był w wyśmienitym nastroju. Carrie niekoniecznie.
Kątem
oka zerknąłem w kierunku blondynki, która mordowała właśnie kawałek mięsa na
talerzu.
- Boję się jej – szepnąłem do
Al’a, który zaśmiał się radośnie. Skrzywiłem się. – Ostatni raz byłeś taki
wesoły…W sumie to nie pamiętam. A znamy się sześć lat.
Potter
wzruszył ramionami.
- Mam powody to świętowania!
- Gratulacje!
Oboje
podskoczyliśmy gwałtownie na dźwięk głosu mojej siostry. Teatralnie złapałem
się za serce.
- Nigdy. Więcej. Tak. NIE RÓB! –
syknąłem, ale ona tylko prychnęła. Skinęła głową siedzącej obok Al’a
czwartoklasistce, która natychmiast wstała i zwolniła jej swoje miejsce.
- Gray wygląda jak dziadek
Lucjusz, przy którym powie się twoje nazwisko. Czyli ma ochotę przeklinać i
rozwalać wszystko na swojej drodze. Rozumiem, że lekcja eliksirów się udała?
Albus
zaczął opowiadać jej o rozmowie z Gray, a ja znudzony grzebałem widelcem w
swojej sałatce. Osobiście sceptycznie podchodziłem do całego planu, ale
wspierałem Pottera, bo przecież na tym polega BroCode, czyli kodeks jakim
posługują się faceci w przypadku przyjaźni.
Co
ja sobie myślałem, żeby zaprzyjaźniać się akurat z tym tutaj? Chciałem wkurzyć
ojca. Wychodzi na to, że on jest wszystkiemu winny, czyli jak zawsze. Od samego
początku rujnował mi życie. Wystarczy spojrzeć na moje imię. Scorpius
Hyperion…Brzmi jak choroba skóry, trujący grzyb albo środek na zatwardzenie.
- Skończyłeś? – Al szturchnął mnie lekko.
Razem z moją siostrą wstali i skierowali się w kierunku wyjścia. To, że Chloe
postanowiła pomóc Potterowi nie mogło być niczym dobrym. Miałem przeczucie, że
kierujemy się ku katastrofie, kiedy obserwowałem jak czynili szatańskie plany. Ale
potem przestałem się przejmować, bo zza zakrętu wyszła Lily Potter razem z
kuzynką Rose Weasley.
Były
niebezpieczne już w pojedynkę. A w grupie? Niezniszczalne.
- Scorpius! – zawołały
równocześnie, a ja w myślach zmówiłem modlitwę do Lorda V, którą wymyśliliśmy
razem z Al’em w drugiej klasie. Co do mojego przyjaciela, zatrzymał się
gwałtownie i przewrócił oczami na widok rodziny.
Nie
miałem pojęcia, dlaczego trójka rudowłosych, dwie dziewczyny stojące przede mną
i ich kuzynka Lucy, na mnie leci. Jasne, moje oczy są niczym ocean, a włosy
błyszczą płynnym złotem i… cóż, jestem Malfoyem. Ale wszystko ma swój umiar. A dwie
Weasley i Potter nie potrafiły go zachować.
Na
całe szczęście miałem moją obronę, na którą mogłem liczyć w przypadku
potrójnego ataku rudych genów. Moją siostrę.
Chloe
stanęła przede mną, a moje adoratorki zrobiły krok do tyłu. Przestrzeń
osobista, moje drogie.
- Zróbmy deal – uśmiechnęła się
moja żywa tarcza. – Potrzebujemy informacji o Zoey Blake. Z kim się umawiała,
jakich chłopaków lubi, w jakich przedmiotach radzi sobie najlepiej a jakich
nienawidzi, co lubi robić w wolnym czasie…Wszystko.
Dwie
dziewczyny wpatrywały się w nią, nie do końca rozumiejąc o czym mówi. Ja
niestety domyśliłem się jej intencji, ale nie zdążyłem zareagować.
- Która z was wykona lepiej swoją
pracę, pójdzie na randkę z moim bratem i zdobędzie szansę by żyć długo i
szczęśliwie – wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie. Ja w tym czasie
przeżywałem mini atak serca, no ale przecież kto przejmie się biednym
Scorpiusem.
- Zoey Blake? – upewniła się Lily
i wymieniła spojrzenia z kuzynką. – Do kiedy mamy czas?
- Do jutra – ton mojej siostry
wskazywał, że było to bardzo głupie pytanie. – Postarajcie się.
Wyminęła
dwie rudowłose, ciągnąc za sobą mnie i Al’a.
- Genialne, Malfoy! – mój przyjaciel
pochwalił Chloe, a ja miałem ochotę uderzyć głową w ścianę. Czy naprawdę…? Czy
to…?
- Czy pójdę na randkę z kimś z
twojej rodziny? – wyjąkałem słabo, wpatrując się w Pottera. Ten pokiwał
zadowolony głową, mówiąc coś o byciu genialnym i idealnym planie. Ale ja nie
słuchałem. Pogrążałem się w odmętach mojego cierpienia.
- Czy możecie, proszę, mnie
zabić?