czwartek, 12 czerwca 2014

dwa: plan spalenia

            [Carrie]

               Nienawidziłam w swoim życiu naprawdę wielu ludzi i co dziwne, połowa z nich należała do rodziny Weasleyów. Oczywiście na samym szczycie listy znajdował się Albus, który mimo, że Potter, posiadał te same szatańskie, rude geny. Ciemny kolor włosów był tylko dla zmyłki. Wcielone zło.
            Ale reszta rodu nie była o wiele lepsza i nie chciałam mieć z nimi nic…ABSOLUTNIE NIC wspólnego. Tyle, że moje życie to jeden wielki piątek trzynastego, więc musiałam iść z nimi niewiadomo ile kilometrów przez pieprzone lasy i bagna.
            Maszerowaliśmy długo, nawet bardzo i jedyne o czym myślałam to ciepłe łóżko. Nie miałam nawet ochoty na ucztę, a to nie zdarzało się często.
            Razem z Zoey, która była dziwnie milcząca, szłyśmy na końcu korowodu, tuż za Malfoyem i Potterem. Wszyscy pasażerowie feralnego wagonu rzucali w naszą stronę nieprzyjemne spojrzenia, tak jakby to była nasza wina.
- Patrz, Malfoy, co narobiłeś – syknęłam do blondyna, szturchając go łokciem między żebra.
- Ja narobiłem? To wy mnie omal nie ZABILIŚCIE! – mocno zaakcentował ostatnie słowo. Wzruszyłam ramionami.
- Przesadzasz…
- Ta, Scor, wyolbrzymiasz – nieoczekiwanie Albus Potter przyznał mi rację, więc przystanęłam zaskoczona.
- Wyolbrzymia? – Zoey prychnęła i przewróciła teatralnie oczami. – Chcieliście go spuścić w toalecie! Albo wyrzucić przez okno!
            Malfoy posłał nam mordercze spojrzenie, a Potter uśmiechnął się do Zo.
- Jesteś o wiele fajniejsza, kiedy nic nie mówisz.
            Dziewczyna w odpowiedzi pokazała mu język i szturchnęła przyjaźnie.
            PRZYJAŹNIE?!
            Zmrużyłam oczy. Blake nienawidziła ludzi prawie w takim samym stopniu jak ja i było to powodem, dla którego się zaprzyjaźniłyśmy. Ona nie mogła być dla nikogo miła. A już ZWŁASZCZA nie dla Albusa Pottera.
            Kiedy w końcu doszliśmy do szkoły było już dawno ciemno i po uczcie. Weszliśmy przez bramę na szkolny dziedziniec, ciesząc się widmem wygodnego łóżka, kiedy na naszej drodze stanęła McGonagall. O cholera.
- Czy możecie mi powiedzieć dlaczego nie było was na uczcie? – brzmiała nad wyraz spokojnie, więc wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia.
- Mały…problem z pociągiem –James, jako najstarszy z grupy, odważył się odezwać.
- Mały. Problem. Z. Pociągiem – nauczycielka powtórzyła każde słowo, jakby chcąc je po kolei przetrawić. – CZY WY SOBIE ZE MNIE KPICIE?
            I wróciliśmy do normalności.
            Dziewięćdziesiąt procent szlabanów, które odbyłam na przestrzeni lat były spowodowane przez tą piekielną rodzinę. Dzisiejszy był tylko kolejnym do kompletu.
            Zostaliśmy nazwani słowami, jakich nie przytoczę ze względu na moją moralność…TAK. Mam moralność. I wrażenie, że z nozdrzy dyrektorki wybuchnie ogień, a oczy zamienią nas w kamień. Nawet tiara trochę jej się przekrzywiła ze złości.
- Wasi rodzice bardzo by się wstydzili.
            Och, czyli już koniec! Kiedy dochodziła w swoich przemowach do momentu o rodzicach, upokorzeniu i hańbie dla rodziny, był to znak, że za chwilę sobie odpuści.
- Przemyślę karę dla was i miejcie świadomość, że będzie ona bardzo surowa. A teraz spać!
            Dwa razy nie trzeba nam było powtarzać. Zmęczeni i brudni poczłapaliśmy w kierunku swoich domów, czując, że na nic nie mamy siły.
- Ej, a zna ktoś hasło – Scorpius o dziwo wykazał się intelektem. Wymieniliśmy spojrzenia, licząc, że któreś z nas za chwilę zawoła „no pewnie!”. Nic z tego.
- Świetnie – jęknęła Zo, siadając na podłodze i opierając plecy o zimną ścianę. – Na dodatek spędzimy noc na pieprzonym korytarzu.
           A na dodatek z Malfoyem, jego demoniczną siostrzyczką i Potterem, który usiadł obok Zoey. CO DO CHOLERY?
- Czasem wydaje mi się, że jestem jedyną inteligentną osobą w tym towarzystwie – westchnęła Chloe i machnęła różdżką. Niebiesko-biały strumień światła przemknął przez ścianę do Pokoju Wspólnego. Trzynastolatka potrafiła wyczarować patronusa…W jej przypadku jakoś mnie to nie zdziwiło. Chwilę później drzwi otworzyły się i wyszedł przez nie zaspany prefekt, którego imię nie jest warte zapamiętania.
- Kto do cholery…O! – na widok Chloe zamilkł. – Cześć. Co wam się…?
            Napotkał mój wzrok i nie ośmielił się dokończyć.
- No tak…Yyy…Hasło to „Lwy na drzewo”.
- Serio? – mruknął Potter. W głębi duszy przyznałam mu rację. Faktycznie, żenujące.
            Wyminęłam prefekta i z nikim się nie żegnając skierowałam w kierunku dormitorium. Łóżko, było jedyną rzeczą, o której mogłam myśleć.

[Al]

            Carrie bez słowa odeszła, nawet się nie odwracając. W tych spodniach miała całkiem niezły tyłek…
- Al – Scor szturchnął mnie lekko. – Idziesz?
- Tak – potrząsnąłem głową, żeby wyrzucić z niej przerażające myśli. W Carrie nie ma NIC fajnego. Odwróciłem się do Zoey i uśmiechnąłem. – Dobranoc, Zo. Niech ci się przyśnię.
- Och, naprawdę chcesz, żebym po takim męczącym dniu miała jeszcze koszmary – skrzywiła się. Scorpius parsknął śmiechem i nawet nie zauważył jej spojrzenia, pełnego pogardy.
- Nieważne – mruknęła, i machnęła ręką w nieokreślony sposób, odchodząc.
            Zostałem sam ze Scorem, który wpatrywał się we mnie, jakby próbował mnie zrozumieć.  
- Co ty planujesz?
            Zamrugałem kilka razy zaskoczony i wyminąłem go, wchodząc do naszego dormitorium.
- Nic?
- Proszę …Znam cię. I widzę, że coś kombinujesz.
            Czasem zapominałem jak bardzo spostrzegawczy i sprytny był Malfoy. Bądź co bądź, również ślizgon. Rzuciłem się na łóżko.
- Czego najbardziej nie lubię? – zapytałem znudzony, opierając się na łokciach.
- Proste. Gray.
- A czego ona najbardziej nie lubi?
- Jeszcze łatwiejsze. Ciebie.
            Przytaknąłem z uśmiechem. To był powód do dumy.
- A co jest dla niej najważniejsze?
- Jej miotła?...Różdżka, żeby mogła rzucać w ciebie zaklęciami?...Jej łóżko!..Yyyy...Jedzenie?...
- ZOEY! – przerwałem mu gwałtownie, przewracając oczami. – To jej najlepsza przyjaciółka. Wszystko robią razem. Więc teraz pomyśl jak bardzo by się wkurzyła, gdyby Blake się całkowicie i niepodważalnie we mnie zakochała?
            Nie mogłem ukryć pełnego satysfakcji uśmiechu. Malfoy usiadł na swoim łóżku i wbił we mnie przenikliwe spojrzenie. Przez kilka minut nic nie mówił, aż w końcu pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Zabiłaby cię. To byłaby apokalipsa. Rozniosłaby cały zamek. To…Nawet nie mogę sobie tego wyobrazić.
            Wzruszyłem ramionami.
- Cóż, nie musisz. Już nie długo zobaczysz to na własne oczy.

            Poranki były najgorszą częścią dnia. Zerknąłem na zegarek, według którego pilnie powinniśmy wstać. Westchnąłem głęboko, przewracając się na drugi bok i rozglądając po sypialni. Panował porządek co było dość dziwne, bo zazwyczaj już pierwszego dnia rządził tutaj bałagan. Ale możliwe, że to ja i Scor zawsze byliśmy jego prowodyrami. Zerknąłem na śpiącego przyjaciela, ale spod kołdry można było dostrzec tylko jego blond loki.
            Sturlałem się z łóżka i przeczesałem włosy ręką. Od jak dawna nie widziały one grzebienia? Na kolanach podszedłem do łóżka Scorpiusa.
- MALFOY! – zawołałem mu prosto do ucha, powodując, że wyprostował się gwałtownie i uderzył czołem w wystającą belkę.
- Jak ja cię kurwa nienawidzę – jęknął, opadając z powrotem na poduszkę. Uśmiechnąłem się.
– Wstawaj, musimy iść na śniadanie.
            Blondyn otworzył jedno oko.
- Od kiedy ty chodzisz na śniadania?
- Odkąd mam misję do spełnienia.
            Chłopak przeciągnął się leniwie i ziewnął.
- No tak. Blake. Za chwilę zamienisz się w swojego brata, który wyrywa wszystko co się rusza i nie ucieka.
- Nie obrażaj mnie – prychnąłem niezadowolony. – Poza tym ona nie jest pierwszą lepszą. Ona jest przyjaciółką Gray. I, o Merlinie, już chcę zobaczyć minę tej wywłoki kiedy Zo przekaże jej jakże radosną nowinę.
            Scor przewrócił oczami i przykrył głowę kołdrą.
- Jak chcesz to idź. Ja dzisiaj się nigdzie nie ruszam.
            Okej, pora wyłączyć miłego Ala.
- Jeśli za dwie minuty nie będziesz gotowy, wpuszczę tutaj moją siostrę i kuzynki.
            Nie musiałem powtarzać. Już dawno przekonał się, że nie żartuję. Chwilę później szliśmy w kierunku Wielkiej Sali. On, zasypiając na stojąco, a ja podekscytowany nowym złowieszczym planem.
            Zoey Blake, wkrótce stracisz dla mnie głowę.
            Carrie Gray, wkrótce spalisz się żywcem. 

***

Trochę krócej, ale jest. 
Zdemoralizowana.

5 komentarzy:

  1. Krócej, ale cudnie:D
    Świetne podsumowanie! Ciekawe co z tego wyniknie :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Absolutnie i totalnie zachwycona poziomem poczucia humoru, dystansem i talentem pozostawię taki tylko komentarz! :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem szczęśliwa! Scorpius, cytuję "bardzo spostrzegawczy i sprytny" jest DUŻO fajniejszy! I wreszcie nie jest takim kretynem! Bądź co bądź jest ślizgonem tak jak ja, nie może być idiotą. A tak poza tym to super, ekstra, czadowy rozdział! Epicki powiedziałabym. Vzekam cierpliwie na następny!

    Kisses xoxox

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem fanką Harr'ego Pottera. A tym bardziej blogów na temat kolejnego pokolenia. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na:
    http://poprostuwyjatkowa.blogspot.com/
    ~Aneta

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurwa!
    Dopiero teraz się zorientowałam, że poominełam dwa rozdziały, ale ze mnie idiotka...

    Co do rozdziału to jak zwykle świetny. Ale czytając po rozdziale pierwszym od razu czwarty to zostałam wielką fanką pary Zoe i Albusa.

    A teraz co?

    Gówno!!! Albus okazał się nic nie znaczącym, wstrętnym i pokręconym pomiotem Setha ( co nie zmienia faktu, że nadal go uwielbiam).

    Lecz cieszę się, że nie jest on tak mdły i bezpłciowy jak jego niedorobiony ojciec. Bez obrazy dla wszystkich fanów Harrego ale to ciota. Podziwiam J.K. Rowling za wyobraźnie i świat jaki wykreowała, lecz głównego bohatera to ona skopała...

    Co do twojego bloga to jest on genialny, pisz dalej dziewczyno bo masz do tego mega talent.

    Pozdrawiam wielka fanka Twojej twórczości - Lily

    OdpowiedzUsuń